No to rozszalało się na dobre. Koronawirus coraz śmielej poczyna sobie z organizmami napotkanych osobników, w związku z czym oczywiście nie ma mowy o jakichkolwiek eventach. Nie za bardzo też jest jak przetestować jakiegoś grata i skręcić filmidło, gdyż ograniczenie pozadomowych kontaktów międzyludzkich jest obecnie najrozsądniejszym trybem działania. Cóż pozostało? Siedzieć w domu, plumkać na basiwie i – rzecz jasna – czytać.
Na szczęście jest co.
„Ameryka według Złomnika” to już czwarta piąta któraś z kolei pozycja książkowa red. Z. Łomnika. Po przeczytaniu poprzedzającej ją „Kuby – wyspy gratów” spodziewałem się równie solidnego natężenia zdjęć bardziej lub mniej mobilnego złomu i krotochwilnych dykteryjek dotyczących graciarskiego życia mieszkańców głównego eksportera demokracji.
I… myliłem się.
Jest jeszcze grubiej.
W „Ameryce”, poza opisami przejażdżek rozmaitym dziwacznym żelazem (Pacer! DeLorean!!!) i rozważań na temat złomokrajobrazu, znajdziemy to, o czym – zakochani w legendzie Stanów – mówi się raczej rzadko: szokujące kontrasty, nieogarnialny dla nas, Europejczyków, chaos przestrzenny i umierające lub już umarłe miejsca, takie, jak choćby dystopijne, niemalże postapokaliptyczne Detroit. Miejsca, gdzie „you don’t walk, you drive a car” – i to nie dlatego, że tak wygodniej, tylko dlatego, że ze spaceru zwyczajnie możesz nie wrócić.
Poza tym możemy również poznać tę fajną Amerykę – wesołą, barwną i fascynującą. Świrów kolekcjonujących dziwaczne samochody, fantastyczne muzea w których znajdziemy cały przekrój nie tylko amerykańskiej motoryzacji i niepowtarzalny, zaoceaniczny klimat.
Zresztą… Co ja Wam będę spoilował. Przeczytajcie sami. Już jutro – 14.03 – 17.03 będzie można znów zamawiać „Amerykę według Złomnika”. Spieszcie się, bo warto.
Jest naprawdę wspaniała. Dostałem wczoraj i zdążyłem przeczytać już prawie jedna trzecią, aż się chce pojechać na taką wyprawę. @Bassdriver, cudownie, że recenzja nie okazała się spoilerem 🙂 dzięki!