Jak niektórzy zapewne już wiedzą, na początku miesiąca, przy okazji testu Yukona, udało mi się zwiedzić całkiem urokliwe pod względem graciarstwa Legionowo. Eksploracja okazała się całkiem owocna, a jako, że zostało mi po niej jeszcze kilka wolnych chwil, postanowiłem kontynuować ją na szybko po drodze do domu. Trudno zaś wrócić z Legionowa do południowo-zachodniej Warszawy inaczej, jak wjeżdżając do stolicy od strony Białołęki. Jąłem tedy rozglądać się ostrożnie na boki i zjeżdżać czasami w boczne uliczki. To zaś, co tam zastałem, skłoniło mnie do kolejnej wycieczki – tym razem w celu stricte gratołowczym. I, jak się okazało, była to ze wszech miar słuszna decyzja.
Zapraszam zatem na krótki acz treściwy mix białołęcki. Obejmuje on co prawda tylko mały wycinek tej rozległej dzielnicy – konkretnie zaś najbardziej znane i najgęściej zamieszkane Nowodwory i Tarchomin – jednak już tam jest wystarczająco tłusto, by sklecić z tego zupełnie satysfakcjonujący miksior.
Jadziem.

























To tyle w temacie Białołęki – przynajmniej tym razem. Jednak, jak już wspomniałem, podczas ostatnich polowań zwiedziłem tylko niewielki jej fragment. I wiem, że – gdy tylko czas pozwoli – zdecydowanie warto będzie zeksplorować ją nieco bardziej dogłębnie.
Następny przystanek znajduje się również na północnym krańcu Warszawy, tyle, że na przeciwległym brzegu Wisły. I wierzcie mi – tam jest jeszcze grubiej. I to znacznie.
Stej tjund.
Dobrze widzę, że na foto „Czy ja widzę to, co mi się wydaje, że tam widzę?” jest 762?
Konkretnie to jest 780.
Zrobiłem miks 780 i 262 ;P