Jakoś tak już wyszło, że co drugi wpis to mix. W tym tempie niedługo wypstrykam się z materiałów, ale póki nie było wolno się szlajać bez oficjalnie zaaprobowanego celu, póty nie mogłem umawiać się na testy, co mocno zubażało potencjalne możliwości wpisotwórcze. Na szczęście ograniczenia zostały nieco poluzowane – ale o tym jak na razie cicho sza. Teraz czas na mix.
Ostatnio grane było Śródmieście, w związku z czym, w ramach ciągłego parcia na południe, dziś czas na Mokotów.
Przez ponad 10 lat mieszkałem na Mokotowie, w jego starej, dobrej części. Wcześniej, jako kilku- a następnie nastoletni glut uwielbiałem jego spokojny, kameralny klimat, i był to jeden z powodów, dla których tak chętnie odwiedzałem dziadków. Później sam zamieszkałem w mieszkaniu odziedziczonym po nich, lecz wkrótce okazało się, że to już nie ta sama spokojna, cicha dzielnica. Dlatego ponad dekadę później wyprowadzając się stamtąd jeszcze dalej w kierunku południowym nie czułem takiego żalu, jakiego się obawiałem. Jednak… sentyment pozostał. Dlatego z chęcią wracam tam na łowy – te jednak ze względu nie niewielką ilość dostępnego czasu okazały się tym razem dość skromne. Co nie znaczy, że mało treściwe.
Ruszamy.

























To tyle w temacie Mokotowa – przynajmniej na dziś. A następne odwiedziny na pewno kiedyś będą – tym bardziej, że dziś zwiedziliśmy tylko górną część tej zacnej dzielnicy.
Następny przystanek – moja aktualna dzielnia. A stąd połów już jest naprawdę srogi. I nadal rośnie.
Pozostańcie nastrojeni. Byle pozytywnie.
Ballada o Leniwcu Gniewomirze na ziemiach mokotowskich:
Mokotów to gangsterka
Mokotów to bida
Mokotów to…
…o, Yugo Florida.
Kurczę, jest w stolycy 480ka 2.0 GT, która czeka na zrobienie. Ma przytulny garaż i czeka cierpliwie, ale na razie funduszy brak. Jak przyjdą to obiecuję, że załatwię Ci jej test, bo jako okazjonalny użyszkodnik będę uczestniczył w jej remoncie.
OBORZETAK.
Dobre graty! Jak coś to na Madalińskiego od paru lat ktoś gnije Imprezę i Forrestera pod blokiem (blisko Wołoskiej, widać z ulicy).
Tego wrastającego Borewicza na Modzelewskiego już dawno nie ma, myślę że tak rok co najmniej.
To ciekawe, bo ja to strzeliłem może z miesiąc temu.
Aaa, dobra, już kumam. Musieli go chyba w inne miejsce przenieść jak tak, bo widzę że „anturaż” nieco inny. On gnił wcześniej na takim osiedlowym parkingu na rogu Modzelewskiego/Domaniewskiej.
Ten przepiękny Krokodyl jest po pierwsze srebrny (a ktoś tu ponoć nie lubi srebrnych aut), a poza tym już na zdjęciach widać solidnie zardzewiałe błotniki z przodu i z tyłu, drzwi i zapewne też progi. Na dodatek te 5-mile bumpers… No nie wiem, jakoś tak średnio bym powiedział.
Jest szary. Sporo ciemniejszy odcień od srebrnego. A rdza – no owszem, niestety. Jednak bardziej chodzi mi o samą specyfikację. Bardzo bym. Bardzo.