Tak, wiem. Ten wpis miał być o tematyce basowej. Jednak zapowiadając to nie wiedziałem jeszcze, że zostanę zaproszony do pełnienia roli zastępczego fotografa na maluchowej imprezie z okazji 47. urodzin Fiata 126p. W kwestii fotografii jestem co prawda kompletnym amatorem i lajkonikiem, jednak z chęcią zgodziłem się, by w sobotę o 11 stanąć w okolicy Pl. Zamkowego i strzelać zdjęcia Kaszlakom na tle kolumny Zygmunta.
W zasadzie na tym można zakończyć część pisaną – wszak jaki jest Maluch, każdy widzi. Co prawda w paradzie jechały nie tylko Kaszlaki (poza nimi były również dwa samochody i jeden prawdziwy klasyk – PRZEPRASZAM, MUSIAŁEM), ale to właśnie one tego dnia opanowały miasto.
Zapraszam zatem fanów Kaszla na moją galerię z eventu, pozostałych zaś – na następny wpis, który, mam nadzieję, już za kilka dni.
K. 13 zakończył się przejazd przez okolice Starówki i można było udać się na metę eventu ulokowaną u podnóży stacji PKP Powiśle, gdzie na fotografów czekały pamiątkowe dobrutki.
Trudno wypowiadać mi się o całokształcie imprezy – byłem tylko w jednym miejscu i przez chwilę w ostatnim punkcie, ale całość sprawiała wrażenie fajnie zorganizowanej. Nie obyło się co prawda bez drobnych incydentów, ale nie ma co róbić z tego zagadnienia. Ogólnie rzecz biorąc – sympatycznie było popatrzeć na tabuny Kaszlaków drażniących spragnionych prestiżu mieszczan. A jeszcze milej było pogawędzić z pewnym zakochanym w nich (Maluchach, nie mieszczanach) brytyjskim gentlemanem.
Pozostaje mi jeszcze tylko zorganizować sobie jakiegoś Malczana do testów. CZY KTOŚ…?
Jedną z rzeczy których brakuje mi w motoryzacyjnym CV jest to, że w życiu nie prowadziłem Malucha. Poloneza, Ładę tak. Ale kaszlaka nigdy 😛
Fajna galeria! Poza tym Maluchem w stickerbombie 😛 Za to ten granatowy po tuningu super, taki blast from da past la 90-tych!
Podpinam się do tego braku – ja też nigdy nie prowadziłem Malucha, wiele razy byłem wieziony jako dziecko, nawet w jednym sobie usiadłem na spocie rok czy dwa lata temu (mieszczę się i jest mi całkiem wygodnie, ale ja niewysoki jestem) – ale żadnego nie prowadziłem. Może chociaż uda mi się kiedyś upolować Malucha z Panka.
Nie ma czego żałować że nie prowadziliście. To nie jest samochód i nie rozumiem tego zachwytu nad nim. Ja jeszcze pamiętam te czasy (dość mglisto, ale zawsze) kiedy człowiek musiał tą abominacją jeździć, bo nie miał innego wyjścia.
Miałem Malucha przez dwa lata, i zupełnie się nie zgadzam. Jak wiadomo „ludzie najbardziej nie lubią różnych rzeczy” (cytat).
Uroczy mały samochodzik, świetny do miasta, dający wrażenie znacznie wyższych prędkości niż rzeczywista (co jest przyjemne, bo można udawać sport), ciasny i często psujący się, głównie w pierdołach, za to tani w utrzymaniu i banalny w naprawach. Cztery osoby mieszczą się z trudem, ale ów trud ciasnego pobytu wśród przyjaciół i znajomych nie jest wielkim wyrzeczeniem. Conecting people.
A ja zgadzam się z oboma zdaniami.
Miałem Malczaka przez chyba rok, używałem go na daily po Warsiafce, zresztą nawet wystąpił w miksie na starej stronie szanownego gospodarza.
Po mieście był genialny, latało się 50-60 km/h a emocje były genialne, wszędzie się dało zaparkować. Nadążał za korpo-SUVami bez problemu. Tak naprawdę brakowało mi lepszych hamulców, niższego spalania i synchronizowanej jedynki do toczenia się w korkach. Cztery osoby to faktycznie było „connecting people”, ale za to jak się gęby śmiały.
Ale ze względu na wiek mogę sobie tylko wyobrazić czasy, kiedy Malczak był jedynym wyjściem, i wtedy faktycznie ogarnia człowieka przygnębienie i beznadzieja. Awaryjność, brak miejsca na cokolwiek, konieczność regulacji wszystkiego zawsze i tym podobne.
Jako zabawka, bardzo na tak. Ale nic więcej.
A wie ktoś dlaczego ten pan w żółtej koszulce przestał prowadzić Pobliską Ulicę?