Jak już wspominałem, wirus w koronie sprawił, że praktycznie cały sezon graciarsko-rajdowy poszedł się ryćkać. Owszem, organizowane są fotospoty, ale ludność wygłodniała eksploracji, zgubienia się gdzieś na trasie i wypatrywania co tu gnije, była coraz bardziej sfrustrowana brakiem propozycji. Na szczęście niezawodna ekipa Warszawy Inaczej (składająca się zasadniczo z jednego, za to bardzo ogarniętego osobnika) stwierdziła, że tak być nie będzie, i wymyśliła rajd, podczas którego wysiadanie z samochodu nie będzie w ogóle potrzebne. Odprawa i materiały miały zostać wysłane mailem, w taki sam sposób miały być również wysyłane wypełnione karty drogowe – i tak się właśnie stało.
Jak się jednak okazało, tkwiła w tym pewna pułapka. A nawet dwie.
Po pierwsze, trasę trzeba było w zasadzie ułożyć samodzielnie. Pierwszy etap był zasadniczo jednym wielkim planem w formie ulicznego labiryntu, drugi zaś został co prawda opisany normalnym itinererem strzałkowym, ale… rozsypanym. Całość trzeba było układać na zasadzie domina.
Po drugie – materiały również należało przygotować sobie samodzielnie. Przyszły w sobotę wieczorem, a my, prawdaż, nie mamy drukarki. Skutek był taki, że Obywatelka Pilotka najpierw ogarniała labirynt pierwszego etapu przerysowawszy go na kartkę, potem zaś wspólnie układaliśmy drugoetapowe domino, co udało się finalnie ogarnąć… k. 2:30 w nocy. Całe szczęście, że rajdu nie trzeba było zaczynać z samego rana.
Następnego dnia, ciężko niewyspani, powoli zbieraliśmy się do wyjścia, co zostało dodatkowo opóźnione… próbą sprawnościową. Konkretnie zaś przejechaniem etapu pierwszej części Test Drive. Po kilkunastu próbach udało mi się dojechać do stacji benzynowej (w grze, nie w realu) i w końcu można było wyruszyć. Ze względu na zmienną pogodę – raz upał, raz ulewa powodująca mocne parowanie szyb – wzięliśmy tym razem nie-grata, czyli czerwone V70. Ale, jak się wkrótce okazało, nie przeszkodziło to w niczym.
Trasa wiodła uliczkami Mokotowa, czyli dzielnicy, której mieszkańcem byłem przez ponad 10 lat – co, nie ukrywam, stanowiło dla mnie pewne ułatwienie. Na pierwszym etapie należało odnaleźć graty, których fragmenty były na zdjęciach. Część z nich dobrze znałem, kilku jeszcze nie, jeden zaś zaskoczył mnie zmianą lokacji. Udało się jednakowoż odnaleźć wszystkie.
Kolejny etap, który na szczęście mieliśmy już zawczasu rozrysowany, zawierał już tradycyjne pytania. Oczywiście wiele z nich obracało się wokół zagadnienia CTG.
Na jakieś pół godziny przed dotarciem do mety rozpętała się ulewa. Na szczęście samo dotarcie na finisz nie przysporzyło większych problemów.
Jeszcze tylko test z bezużytecznej wiedzy motoryzacyjnej, który można było wypełnić dopiero po wpisaniu hasła stanowiącego rozwiązanie krzyżówki z zadań z trasy, szybka wysyłka maila z kartą drogową… i koniec.
Całość według mnie była świetnie wymyślona i bardzo sprytnie zorganizowana. Głód rajdów został przynajmniej na pewien czas zaspokojony, trasa okazała się nader sympatyczna, a zadania – wysoce satysfakcjonujące dla graciarza. A że finalnie udało się zająć drugie miejsce – tym większa była satysfakcja.
A do tego Czerwony wreszcie mógł otrzymać swą pierwszą naklejkę.
A tak przy okazji – wszystkiego najlepszego dla obchodzącego dziś urodziny Admina Warszawy Inaczej! Niechaj wszystkie drogi będą szerokie, ale nie na tyle, by nie dało się dojrzeć gratów wrastających w podwórka. I nadal rób rajdy – przynajmniej tak fajne, jak ten.
Jak się nazywa to białe auto na 5-tym zdjęciu? ?
Nissan Silvia, o ile się nie mylę.
Nie mylisz się, Silvia S12. O ile dobrze widzę, to ma na tyle napis „180 ZX”, co wg Wiki wskazuje na pochodzenie z rynku szwedzkiego.
Ostatnio często widuję tego Starleta i o ile nie pałam jakąś szczególną miłością do starej japońszczyzny, to jednak widok zdrowego miejskiego gniota z ejtisu w stanie konesowanym jest po prostu smutny i bolesny… No jeździłbym, no.
Gdy mieszkałem nieopodal (konkretnie na Rejtana), widywałem go niemal codziennie. Szkoda, by się zmarnował, nawet mimo ohydnego koloru (a w zasadzie jego braku). Tak zadbany Starlet na czarnych to ultrarodzyn.
Cóż za piękny PROBE-oszcz!
tą felicję szukałem na google street view chyba z 2 godziny 😀