Amerykanie to zdecydowani mistrzowie tzw. inżynierii emblematowej.
Już w latach 50. pod finezyjnie ukształtowaną blachą Chevroletów, Oldsmobile’ów i Cadillaców potrafiła być ta sama rama (bo za oceanem taka konstrukcja przetrwała aż do obecnego wieku) i zbliżone silniki, a większość różnic tkwiła w wyposażeniu i ornamentacji, ewentualnie w zawieszeniu. W latach 80. i 90. to, czy jakiś samochód nazywał się Plymouth, Dodge czy Chrysler, rzutowało jedynie na kształt grilla i poziom wyposażenia. Jeszcze 10 lat temu Ford Crown Victoria, Mercury Grand Marquis/Marauder i Lincoln Town Car były tym samym wozem. Jednak nikt nie osiągnął takiego mistrzostwa w naklejaniu amerykańskich znaczków na europejskie i w szczególności azjatyckie konstrukcje, jak koncern General Motors, znany również jako General Malfunctions, który odświeżone modele dość średnio kojarzącego się u nas Daewoo postanowił w pierwszej i drugiej dekadzie naszego wieku pchać jako Chevrolety. Przykładem takiego kreatywnego marketingu był przedstawiciel niemalże wymarłego już segmentu kompaktowych vanów – Chevrolet Tacuma, znany wcześniej jako Daewoo Rezzo.
Lub Chevrolet Rezzo albo Daewoo Tacuma.
Chevrolet Tacuma – co zacz
Minivany pojawiły się już w latach 80. i bardzo szybko zażarły. W Stanach pionierem był Chrysler Voyager, w Europie – Renault Espace. Do peletonu szybko doszlusowali Japończycy, oferując Hondę Shuttle i Nissana Prairie. Oba modele były o oczko mniejsze od amerykańskich i francuskich propozycji, dzięki czemu teoretycznie były lepiej dopasowane do europejskich warunków. Niestety, mimo ciekawych rozwiązań jakoś nie spotkały się z dużym zainteresowaniem na naszym kontynencie. Dopiero w kolejnej dekadzie pomysł pt. kompaktowy van chwycił. W 1996 roku Renault wypuściło doskonale przyjętego Scenica zbudowanego na bazie pierwszej meganki, zaś wkrótce później kolejni producenci jęli przedstawiać swoje propozycje. Na przełomie wieków do imprezy dołączyli Koreańczycy. Wśród zaoferowanych przez nich modeli znalazł się pękaty minivan koncernu Daewoo, czyli Tacuma. Lub, w zależności od rynku, Rezzo.
Tacuma vel Rezzo została oparta na płycie podłogowej i mechanizmach Nubiry. Największą różnicę stanowiło, rzecz jasna, nadwozie. Jego kształt został zaprojektowany przez Pininfarinę – tak, tę samą, która stworzyła design Lancii Flaminii, Peugeota 404 (w tym wersji coupe i kabriolet), Fiata 130 Coupe i niezliczonych modeli Ferrari. No cóż.
Po 4 latach produkcji (w tym zmontowaniu grzmiących 427 sztuk przez FSO w 2000 i 2001 roku) nastąpił rebranding. Marka Daewoo z łomotem padła (acz tak naprawdę jej bankructwo nastąpiło już 5 lat wcześniej) a na jej oferowane w Europie modele naklejono znaczek Chevroleta. Nazewnictwo modeli w większości przypadków pozostało takie samo. Również i w tym przypadku – nazwa Tacuma obowiązywała tam, gdzie istniały fabryki lub montownie GM, zaś na pozostałych rynkach minivan Daewoo Chevroleta nosił umiarkowanie atrakcyjną nazwę Rezzo. Dlaczego? Cholera wie. Najbardziej prawdopodobną odpowiedzią jest „ponieważ GM”.
Chevrolet Tacuma – jak się w nim siedzi
Wnętrze Tacumy jest… no, zgodne z oczekiwaniami. W środku znajdziemy dokładnie to, czego spodziewamy się w koreańskim aucie z początku XXI wieku lub w dowolnym współczesnym amerykańskim wozie: morze taniego, skrzypiącego plastiku. Montaż jest na przyzwoitym poziomie zaś materiały na pierwszy rzut oka sprawiają akceptowalne wrażenie, jednak już pierwszy organoleptyczny kontakt z nimi rozwiewa wszelkie nadzieje. Tworzywa były ewidentnie dobierane według trzech głównych kryteriów: twardości, kruchości i jak najniższej ceny. Górne części boczków drzwi są nieprzyjemnie chropowate a deska rozdzielcza zaczyna pękać w okolicach podszybia.
Na szczęście jakość materiałów nie wpływa na to, jak siedzi się w Tacumie – a siedzi się nieźle. Miejsca jest wystarczająco dużo, pozycja za kierownicą jest poprawna (do ideału brakuje choćby lepszej podpórki pod lewą stopę) a ergonomia – zupełnie przyzwoita. Jeszcze lepiej sprawy się mają z tyłu, gdzie – jak przystało na minivana – jest masa przestrzeni, zarówno na głowę jak i na odnóża kroczne. Na oparciach przednich siedzeń są małe rozkładane stoliki z otworami na kubki. Do tego mamy trzy osobne fotele z możliwością osobnego kładzenia oparcia, przy czym to środkowe z tyłu skrywa dwa dodatkowe cupholdery. Nic tylko jechać i pić!
Pytanie tylko czy pojemność bagażnika odpowiada przestronności kabiny pasażerskiej.
Chevrolet Tacuma – czy można nim wozić bas
Nie bardzo.
Sama pojemność kufra jest – powiedzmy – akceptowalna. Niestety, absolutnie idiotyczne zabudowanie jego boków sprawia, że umieszczenie czegokolwiek dłuższego gdy jedzie z nami komplet pasażerów, jest wykluczone. Pełnowymiarowy bas w usztywnianym pokrowcu zwyczajnie tu nie wejdzie. W miękkim raczej też nie. Jedynym sensownym rozwiązaniem jest złożenie oparcia jednego z foteli – lub zabranie ze sobą basu bezgłówkowego, takiego, jak Hohner The Jack, którego z ogromnym bólem byłem niedawno zmuszony sprzedać.
Chevrolet Tacuma 1.6 – czy da się nim jeździć
Podstawowym źródłem napędu Tacumy był 4-cylindrowy, 16-zaworowy silnik o mocy 104 KM (choć niektóre źródła podają 107). Jednostka ta jest stosunkowo bezproblemowa a przede wszystkim bardzo chętnie żywi się gaziorkiem. Wiadomo jednak, że niewiele ponad 100 KM nie wystarczy, by żwawo przemieszczać się z kompletem pasażerów na pokładzie. Na szczęście osiągi są wystarczające, by nie zostać obtrąbionym na drodze wojewódzkiej, a i na autostradzie pewnie da się raz na pewien czas wyprzedzić jakąś ciężarówkę. Nie zmienia to jednak faktu, że Tacuma 1.6 zdecydowanie bardziej nadaje się do spokojnej jazdy.
Do niespiesznego poruszania się zachęca także zawieszenie. Jego nastawy są zdecydowanie ukierunkowane na komfort jazdy. Tacuma całkiem przyjemnie resoruje, co niestety okupione jest mocnymi przechyłami w zakrętach. A jako, że wóz okazuje się zaskakująco zwrotny, bardzo łatwo można tu zafundować pasażerom zgadywankę z gatunku „wywróci się czy nie”.
Zdecydowanie najgorszym elementem układu napędowego koreamerykańskiego vana jest skrzynia biegów. Pozbawione jakiejkolwiek precyzji działanie drążka można przyrównać do starszych aut francuskich – przy czym tu jest dużo gorzej. Jego praca przypomina mieszanie chochlą w wiadrze z błotem i żwirem. Zdecydowanie lepszym pomysłem – również z uwagi na charakter samochodu – byłby automat.
Zady i walety czyli propsy i klopsy
Chevrolet Tacuma (czy tam Daewoo Rezzo, czy też dowolna inna kombinacja marki i modelu) to prosty, niedrogi minivan, który ewidentnie jest przeznaczony bardziej dla pasażerów niż dla kierowcy. Dlatego uważam, że byłby świetnym wyborem na Ubera czy Bolta, ewentualnie taksówkę. Miejsca w kabinie jest skolko ugodno, zawieszenie resoruje komfortowo, a to, że współczynnik premiumu i prestiżu jest ujemny, raczej nie powinno przeszkadzać pasażerowi znajdującemu się w stanie upadłości. Tym bardziej, że twarde plastki powinny być dość łatwe do umycia.
Plusy:
+ wygodne, przestronne wnętrze
+ dużo praktycznych schowków
+ trzy osobne siedzenia z tyłu
+ komfortowe zawieszenie
+ dobra zwrotność
+ niedroga eksploatacja
Minusy:
– podatność na korozję (i brak części blacharskich na rynku)
– beznadziejna skrzynia biegów
– tandetne wykończenie wnętrza
– słaby bagażnik
– przeciętne osiągi
Chevrolet Tacuma – czy go chcę
Gdybym miał na imię Serhij albo Mychajło i jeździł na Uberze, ew. zwał się Janusz i był złotówą – zdecydowanie wziąłbym ten sprzęt pod rozwagę. A tak… niekoniecznie. Zdecydowanie wolałbym bezpośrednią konkurencję – konkretnie świetnego, charakternego Fiata Multiplę. Nie tylko dlatego, że w jego bagażniku zmieści się bas.
A tymczasem tradycyjnie już zapraszam na film.
No, zawieszenie nie jest z nubiry. Piasty też nie. Nubira ma wielowachacz z tyłu, a tacuma belkę. Co ciekawe inną niż stare pole.
Są egz. że skrzynia bardzo ładnie pracuje.
Racja! Nawet miałem edytować, bo sprawdziłem przed wrzuceniem wpisu, ale oczywiście zapomniałem, ponieważ ja. Już poprawiam.
Ale nawet przy 2.0 16v skrzynia ma krótkie przełożenia.
3000 obr przy setce. Koszmar.
W kategorii pięknych inaczej minivanów zaprojektowanych przez Pininfarinę wolę Hyundaia Matrix 😉
Testowałbym!
Gdzieś kiedyś miałem stary numer Motoru czy innego Auto Świata, gdzie był test porównawczy Tacumy, Matrixa, i Almery Tino – to były czasy!
W sumie obroty na 5 biegu przy danej prędkości to może być element testu. Gdybym wiedział to był się jeszcze raz zastanowił nad zakupem. Ale w sumie spoko, mam CDX klima, dwazero, plastikowe drewno, cztery szyby w prądzie…
… a wektor prestiżu mimo to nie zmienił się na dodatni.
Na autostrady się nie nadaje !
No nie zawsze jest taka opcja. Czasem samochód mam na parę chwil, a do miejsca, gdzie można rozpędzić się na piątce, bywa daleko.
Bez zadawania dużego obciążenia to nawet przy 50 można zczytać obroty piątki. 50 przyjmij dla wszystkich.
Parę egzemplarzy widuję na taryfie 🙂
Mi jakoś przez 8 lat wyszło tylko troszkę purchli na dole klapy bagażnika i na jednym nadkolu ale tam było poprawiane po kontakcie z Tico. Nie jest podatny na rdze. Eksploatacja nie jest droga to fakt ale spróbuj znaleźć amortyzator przód = serwis. Guma drążka stabilizatora? =serwis. Przewody chłodnicy =serwis