Mijający rok jest ewidentnie niskobudżetowy. Może nie w temacie testów samochodów, ale w kwestii własnych gratów – zarówno motoryzacyjnych, jak i basowych – już tak. Nawet testy wychodzą jakoś tak tanio – 2/3 tegorocznych testów o tej tematyce dotyczyło basów bardzo niskobudżetowej marki Harley Benton, w tym jednego mojego.
A dziś z 2/3 zrobi się 3/4.
Harley Benton JB-75 – co zacz
Harley Benton JB-40FL jest zasadniczo seventiesowym Jazzem. Klasyczny jazzbasowy kształt, podstrunnica z bindingiem i prostokątnymi markerami, do tego przystawka mostkowa cofnięta w stronę mostka w stosunku do modeli z lat 60. – widać, że tak samo, jak w moim japońskim Founderze, wzorcem był tu Fender Jazz Bass z lat 70. I jest to zdecydowanie zacny wzorzec. Całość wygląda naprawdę ładnie a jedynym elementem, do którego mógłbym się przyczepić pod względem estetyki, jest niezbyt zgrabna główka. Ale nie róbmy zagadnienia – to tani Harley Benton.
Harley Benton JB-75 – jak to jest sklecone
Tak samo, jak w testowanym przeze mnie jakiś czas temu bezprogowym JB-40 FL, nie ma tu żadnych zaskoczeń. Receptura jest w pełni klasyczna: do ciężkiego jesionowego korpusu za pomocą 4 śrub przykręcony został klonowy gryf z matowym wykończeniem. Do wierzchniej części gryfu przyklejono 20-progową podstrunnicę z ładnego, ciemnego palisandru, ozdobioną plastikowym bindingiem i markerami z imitacji masy perłowej. Sam gryf jest prosty i ma wygodny, klasyczny profil, za to na jego końcu znajduje się największa wada tego basu: beznadziejnej jakości klucze, które już teraz zaczynają się poddawać. Klucz struny G był już wymieniany, teraz natomiast zaczął odmawiać posłuszeństwa ten od struny A. Nie udało mi się przez to normalnie nastroić basu – zębatka klucza przeskakiwała, mocno rozstrajając strunę. Cały test nagrywałem na wieśle przestrojonym o niemal pół tonu w dół.
Polakierowana na klasyczny sunburst jesionowa deska jest dobrze wyprofilowana. Niestety, nie niweluje to jej głównego problemu, czyli ciężaru. Cały bas waży 5,1 kg – o pół kilo więcej od mojego Foundera, którego zawsze uważałem za ciężkiego. Wiadomo, że wpływa to dość negatywnie na komfort gry. Nie chciałbym opędzać na tym basiwie całonocnego weselicha.
Osobnym tematem jest tutaj elektronika, a konkretnie przystawki. O ile potencjometry mają tradycyjny układ vol-vol-ton, o tyle przetworniki zostały wymienione na pasywne singielki firmy o dość znanej nazwie Tesla. Jednak nie są one sterowane wbudowanym w bas tabletem, na którym trzeba przeklikiwać się przez kolejne podmenu, by dojść do opcji głośności czy regulacji tonu. Za ich obsługę odpowiadają wspomniane wyżej tradycyjne, pasywne potencjometry. Ciekawe, co Elon Musk miałby do powiedzenia na ten temat. Wiem natomiast, co sam mogę powiedzieć o wykonanym przez właściciela wycięciu pod kciuk nad przystawką gryfową. Jest świetnym pomysłem i powinno być seryjnie w każdym Jazz Bassie!
Najciekawsze jednak znajduje się z tyłu basu. Nie jest to jednak żaden wymyślny szczegół konstrukcyjny czy nietypowy materiał. Chodzi o nierzucającą się w oczy literę D wytłoczoną przy stopce gryfu. Oznacza ona „decor”. Z jakiegoś powodu bas został uznany za niesprawny i sprzedany jako dekoracja – oczywiście po obniżonej cenie. Jednak, poza kluczami, które są stałym problemem w basach Harleya Bentona, JB-75 okazał się w pełni zdatnym do użytku instrumentem. I to zupełnie przyzwoicie brzmiącym – a jak na swoją półkę cenową, wręcz zaskakująco dobrze.
Harley Benton JB-75 – jak to gada
Dźwięk dobywający się z obu przystawek przy odkręconym potencjometrze tonu jest… po prostu Jazz Bassowy. JB-75 spod palców odzywa się okrągłym, mięsistym soundem. Nieco brakuje w nim szklistej góry, typowej dla seventiesowych Jazzów, ale absolutnie nie jest źle – brzmienie jest wystarczająco wyraziste i dobrze siedzi w miksie. Przy grze kostką sound Harleya Bentona nabiera fajnego, rockowego pazura, zaś spod kciuka brzmi po prostu… jazzbassowo. Lekkie ściszenie gryfowej przystawki i gra bliżej mostka daje charakterystyczny, świetnie przebijający się gardłowy „growl”, jednak przy skręceniu przetwornika przy gryfie do zera skutkuje zgubieniem prawie całego dolnego pasma. Gra na samej przystawce mostkowej nie ma tutaj większego sensu – nie wiem, czy to kwestia basu, czy pickupów Tesli, ale brzmienie jest wtedy niezbyt przyjemne, z mocno dominującym wysokim środkiem. Również soundomierz z samego przetwornika gryfowego nie jest jakiś szczególnie satysfakcjonujący, jednak jest to typowe dla wszystkich Jazz Bassów. Po prostu nie da się Jazzem przekonująco udawać Precla. Do tego celu lepiej wziąć… Precisiona.
Zady i walety czyli propsy i klopsy
Harley Benton JB-75 z przystawkami Tesla mimo literki D okazuje się w pełni funkcjonalnym, zdatnym do gry instrumentem o zupełnie przyzwoitym brzmieniu. Oczywiście nie jest wolny od wad – można zaliczyć do nich potworny ciężar czy też beznadziejnej jakości klucze. Ogólnie jednak jest bardzo fajną propozycją dla tych, którzy pożądają Jazza z seventiesowym rozstawem przystawek, ale nie chcą lub nie mogą wyskakiwać z grubszych kwot. Po raz kolejny okazuje się, że Harley Benton potrafi robić przyzwoite sprzęty za niewielki pieniądz. Tylko warto od razu wymienić klucze na lepsze.
Plusy:
+ niezłe brzmienie
+ wygodny gryf
+ klasyczna stylówa
+ solidny montaż
+ relacja ceny do jakości
Minusy:
– nędzny osprzęt, szczególnie klucze
– brzmienie z jednej przystawki mniej przekonuje niż z dwóch
– masa
Harley Benton JB-75 – czym go wozić
To klasyczna konstrukcja, choć budżetowa i produkowana na dalekim wschodzie, dlatego dobrym wyborem będzie niedrogi koreański sedan z dużym bagażnikiem. Taki, jak np. Daewoo Espero. O ile znajdziemy niezgnitego.
A tych, dla których pisanie o brzmieniu jest jak pisanie o architekturze, zapraszam na film.
3 thoughts on “Basowisko: Harley Benton JB-75 i przystawki Tesla, czyli budżetowy Jazz Bass Elona Muska”