Cort GB75JH został zaprojektowany jako uniwersalny bas o klasycznej konstrukcji i wzbogacony aktywną elektroniką. Czy taka recepta sprawdza się w sprzęcie z niezbyt wysokiej półki cenowej?
Muzykanci zwani basistami są, prawdaż, różni. Różne są uprawiane przez nich gatunki i – tym samym – potrzeby. Znana koreańska firma Cort po raz kolejny podeszła do tematu dosyć, rzekłbym, zamaszyście i zaprezentowała bas, który teoretycznie ma być do wszystkiego. Pytanie tylko, czy „do wszystkiego” nie oznacza przypadkiem „do niczego”.
Otóż… tak, ale nie. A nawet wręcz odwrotnie. Czyli nie, ale tak.
Wnioski jednak zostawmy na koniec. Najpierw trzeba dokładnie przyjrzeć się tematowi.
Cort GB75JH – co zacz
Już kilkanaście lat temu Cort wjechał na rynek z serią GB. Obejmowała ona 4- i 5-strunowe basetle o dość tradycyjnej konstrukcji i układzie przystawek, który w założeniu miał łączyć cechy Music Mana i Jazza. Taki układ był podówczas dość modny – stosowała go (i stosuje do dziś) m.in. firma Lakland, bardzo w tamtych latach ceniona przez muzyków sesyjnych. Cortowska seria GB została dobrze przyjęta przez rynek. Na przestrzeni lat pojawiały się kolejne jej iteracje. Pewien czas temu Koreańczycy (a w zasadzie teraz już Indonezyjczycy, tylko z koreańskim szefostwem) wypuścili kilka nowych modeli oznaczonych literami GB. Co ciekawe, zrywają one z tradycyjnym już dla serii układem J/MM i są w zasadzie normalnymi Jazzami – z wyjątkiem modeli 74 i 75 oznaczonych oznaczonych dodatkowymi literami JH. J jak Jazz, H jak Humbucker.
Cort GB75JH – jak to jest sklecone
Tak samo, jak w poprzednich modelach, konstrukcja i materiały zastosowane do wystrugania Corta GB75JH są w pełni tradycyjne. Do jesionowego korpusu za pomocą czterech śrub przykręcony został klonowy gryf zwieńczony również klonową podstrunnicą z 21 progami. Jedynym nowoczesnym rozwiązaniem jest tu 35-calowa menzura, zresztą stosowana tylko w 5-strunowych odmianach. Deska ma dość klasyczny jazzbassowy kształt a jej ciężar jest dużo niższy niż choćby w przypadku Harleya Bentona JB-75. Inna rzecz, że gdyby był wyższy, Cort oferowałby GB75JH raczej jako okrętową kotwicę, nie instrument strunowy.
Całość jest bardzo przyzwoicie zmontowana i wykończona. W miejscu mocowania gryfu nie ma szpary, która była normą choćby w Fenderach z lat 70. a progi są równiutkie, tak samo, jak bardzo ładny, przejrzysty czerwony lakier. Inna rzecz, że mi osobiście bardziej podoba się wersja w prześwitującej czerni. Deskę zdobi przejrzysty pickguard, podobny do tych stosowanych w drogich japońskich basach Atelier Z. Można pochwalić również komfort – deska jest dobrze wyprofilowana, zaś gryf, choć z początku wydawał się nieco zbyt płaski jak na mój gust, okazał się bardzo mało męczący w grze. Jedynym zgrzytem jest to, że progi w testowanym przeze mnie egzemplarzu nieprzyjemnie wystawały po bokach podstrunnicy. Nie wynika to jednak z niedbałego montażu, tylko z niedostatecznie wysezonowanego klonu zastosowanego na podstrunnicy. Drewno po prostu obkurczyło się nieco, powodując, że krawędzie progów wylazły poza jego obrys. Oczywiście zaradzi temu prosty zabieg lutniczy, jednak dużo lepiej by było, gdyby Cort kupował po prostu porządniej sezonowane drewno.
Żadnych zastrzeżeń nie można mieć za to do osprzętu.
W tym przypadku Cort nie bawił się w półśrodki. W GB75JH znajdziemy świetnie pracujące, trzymające strój klucze Hipshot, mostek zaś to solidna, ciężka Omega wzorowana na legendarnych, nieprodukowanych już mostkach Badass. Do tego dochodzi rewelacyjny, znany z basów Music Mana sposób na regulację pręta w gryfie: zamiast ukrywać gdzieś końcówkę, w którą trzeba celować na ślepo kluczem ampulowym, tutaj jest łatwo dostępne od strony korpusu kółko z otworami, w które wystarczy włożyć dołączony metalowy pręcik i przekręcić o tyle, ile potrzebujemy. Jestem absolutnym fanem tego rozwiązania.
Przystawki w Corcie GB75JH, to, jak sama nazwa wskazuje, jazz i humbucker. Ten pierwszy znajduje się bliżej gryfu, w typowo jazzbassowej pozycji, zaś ten drugi to kopia musicmanowskiego przetwornika, umieszczona nieco bliżej mostka niż w Stingrayach czy Sterlingach. Same przystawki są pasywne, za to mamy tu aktywną elektronikę z podbiciem i obcięciem górnego i dolnego pasma. Można ją rozłączać przez pociągnięcie potencjometru głośności – wtedy oprócz niego będzie działało jedynie pokrętło balansu między przystawkami.
Cort GB75JH – jak to gada
Nie kryję, że przede wszystkim interesowało mnie brzmienie z przystawki mostkowej. Ostatnio, po wielu latach, odczuwam nawrót mojej dawnej sympatii do basów Music Mana, i wszystko, co może takowego sensownie udawać, ma u mnie plusik.
A GB75JH udaje Stingraya całkiem zacnie.
Brzmienie z mostkowego humbuckera charakteryzuje się tym mocnym, twardym ciosem, który znamy właśnie z Music Manów – przy czym jest to twardość nieco pozaokrąglana na krawędziach. Mamy tu solidny lecz nie przesadzony dół i ładny, okrągły dolny środek. Cort na samej przystawce mostkowej odzywa się szczególnie fajnie spod kciuka i kostki, choć i paluchami gra się w ten sposób nader przyjemnie. Do tego struna H gada tutaj po prostu potężnie – wystarczająco klarownie a jednocześnie z atakiem, który, wzmocniony odpowiednią ilością watów przepuszczonych przez odpowiedniej jakości głośniki, mógłby być używany jako kopniak w wątrobę.
Niestety, po „domiksowaniu” przystawki gryfowej mina nieco mi zrzedła. Zginął gdzieś okrągły środek, brzmienie stało się nieco przebasowione, pojawiła się też niezbyt ładna, nosowa góra. Przy delikatnej grze palcami da się to znieść, ale tak naprawdę nie jest to sound, którym chciałbym się posługiwać. Tak naprawdę w miarę sensownie brzmi tu jedynie slap (który jednak i tak fajniej wychodzi na samym „musicmanowym” pickupie) oraz tapping, szczególnie jeśli dobarwi się brzmienie chorusem – jednak ten ostatni używany jest raczej rzadko.
Przekręcenie balansu całkowicie w stronę jazzowego singla potwierdziło moje obawy. Ta przystawka jest tu całkowicie bezużyteczna. O ile w razem z mostkowym humbuckerem gra tak sobie, o tyle sama odzywa się… po prostu okropnie. Dominuje tu bardzo nieładna, nosowa góra z domieszką brzydkiego, płaskiego dołu. Włączenie aktywnego układu nie pomaga w niczym. O ile da się nim dobarwić przystawkę mostkową (szczególnie przez lekkie podbicie góry), o tyle podczas gry na obu pickupach lub na jazzbassowym singlu może się jedynie zrobić jeszcze gorzej. Podbicie niskiego pasma skutkuje strasznym przebasowieniem brzmienia, a górę lepiej w tym przypadku obciąć.
Czy zatem GB75JH brzmi dobrze czy niezabałdzo? Otóż… i tak i tak. Z przystawki gryfowej odzywa się jak kupa, z obu – zupełnie nijak, za to dźwięk, jaki produkuje za pomocą mostkowego humbuckera jest tym, co sprawia, że na tym basie naprawdę chce się grać. I dlatego… powinien mieć tylko jego.
Zady i walety, czyli propsy i klopsy
Cort GB75JH to dość dziwny instrument. Ładny, dobrze wykonany, z osprzętem spotykanym nawet w dużo droższych instrumentach, za to z niedostatecznie wysezonowanym drewnem na podstrunnicy i absolutnie bezużyteczną przystawką gryfową. Ale nie jest to absolutnie zły instrument po prostu jest go… za dużo. Konkretnie za dużo o jeden przetwornik. Można wymienić w nim przystawki (przede wszystkim tego nieszczęsnego gryfowego singla), jednak nie ma to większego ekonomicznego uzasadnienia. Dlatego apeluję: Corcie! Rób tak, jak robisz, tylko zamiast GB75JH zrób… GB75H. Będzie to dużo lepszy instrument. A że teoretycznie mniej wszechstronny? Podobno to, co jest do wszystkiego, jest do niczego.
Plusy:
+ świetnej jakości osprzęt
+ przyzwoita jakość wykonania
+ nader satysfakcjonujące brzmienie z przystawki MM
+ bardzo dobra struna H (ale tylko z mostkowej przystawki)
+ wygoda gry
+ estetyka
Minusy:
– bezpłciowe brzmienie z obu przystawek naraz
– całkowicie bezużyteczne brzmienie przystawki gryfowej (J)
– przeciętny preamp
– niezbyt dobrze wysezonowane drewno podstrunnicy
Czym go wozić:
Jest to sensownie wyceniony bas koreańskiej marki, i do takiego też samochodu pasowałby najlepiej. Myślę, że dobrze czułby się w bagażniku i30 kombi albo np. Kii Carens. Ale właściciel wozi go C4 Picasso – i też jest dobrze.
1 thought on “Basowisko: Cort GB75JH, czyli więcej nie znaczy lepiej”