Czasami pierwsze bliższe zapoznanie się z daną marką nie jest najszczęśliwsze. Tak było i tym razem.
Nigdy wcześniej nie jeździłem Ładą. To znaczy owszem, wiele lat temu, jako pasażer modeli 2106 i 2107. Ba, nawet zdarzyła mi się przejażdżka w bagażniku 2104. Jednak za kierownicą którejkolwiek z Ład nie siedziałem nigdy. Aż do teraz. I po tym doświadczeniu musiałbym poważnie zastanowić się, czy miałbym ochotę na powtórkę.
Zacznijmy jednak od początku.
Łada 110 – co zacz
Na przełomie lat 80. i 90. Rosjanie, tak samo, jak wszystkie inne nacje wygrzebujące się właśnie z komunizmu, zorientowali się, że nie bardzo mają czym walczyć. I nie chodzi tu o kwestie militarne – ta kwestia nigdy nie została zaniedbana przez ZSRR – tylko o konkurencję rynkową, w tym również na rynku motoryzacyjnym. Zaprezentowana kilka lat wcześniej Samara nie była jeszcze może eksponatem muzealnym, ale i tak pozostawała około 10 lat za zachodnią i japońską konkurencją. Niestety Dlatego postanowiono zrobić coś, co zrobiły wszystkie kraje byłego układu warszawskiego – wziąć starą mechanikę i spróbować zrobić z nią coś, co przynajmniej będzie wyglądało nowocześnie. I tak powstała Łada 110, na rodzimym rynku występująca jako VAZ-2110.
Pękata Łada, zwana w swej ojczyźnie “dziesiątką”, powstała w oparciu o płytę podłogową i mechanizmy Samary. Przyciężka sylwetka z dość charaktrystycznie wkomponowanym przeszkleniem i karykaturalnie małymi kółkami wyglądała jak nieco koślawa wersja japońskich i amerykańskich prototypów z pierwszej połowy lat 80. Problem w tym, że nowy model został zaprezentowany w 1989 roku, a produkcja ruszyła… dopiero 6 lat później. Po dwóch kolejnych latach dołączyła wersja kombi nazwana 111 i hatchback oznaczony numerem 112. Powstało nawet 3-drzwiowe coupe a także przerażająco koślawa przedłużona odmiana o nazwie Premier. Klienci jednak widać dali się skusić na nowy model, bo fabryka w Togliatti tłukła „dziesiątkę” i pochodne do 2007 roku, po czym pałeczkę przejęli Ukraińcy, którzy w 2008 zaczęli produkować 110 i 111 pod pięknie brzmiącą marką Bogdan. Z rosyjskiej fabryki zaczęła natomiast wyjeżdżać Priora, będąca… po prostu zmodernizowaną rodziną 110.
Łada 110 – jak się w niej siedzi
We wnętrzu 110 jest po prostu ciasno. Z przodu obudowa kolumny kierownicy atakuje kolana kierowcy zaś dolna część deski rozdzielczej smyra go po łydkach. Z tyłu z kolei dramatycznie brakuje miejsca na nogi, co w rodzinnym (przynajmniej w założeniu) sedanie jest sporym problemem. Z miejscem na głowę jest nieco lepiej, ale i tak co wyżsi pasażerowie będą czochrać się o podsufitkę. Na domiar złego górna krawędź przedniej szyby przebiega na tyle nisko, że po podjechaniu dość blisko do sygnalizacji na skrzyżowaniu zwyczajnie nie widać świateł.
Ciasnota jest jednak niczym w porównaniu z jakością wykonania. A w zasadzie jej brakiem.
Już przy pierwszym zajrzeniu do kabiny rzucają się w oczy tworzywa, które mogły powstać chyba tylko w Rosji. Plastiki są dość grube, ale i tak sprawiają wrażenie badziewnych. Boczki drzwi są obite czymś, co przypomina odzież roboczą zaś na niezbyt wygodnych fotelach zagościły odrzuty z fabryki szmat do podłogi. Montaż odbywał się ewidentnie w poniedziałek, i to po przedłużonym weekendzie lub po którymś ze świąt narodowych. Stylistyka, co ciekawe, nie jest najgorsza – widać tu mieszankę wpływów fiatowskich i japońskich z lat 80. Deska rozdzielcza zgrabnie łączy się z drzwiami, a zestaw wskaźników, choć niezbyt finezyjny, jest bardzo czytelny i po prostu estetyczny.
Niestety, przyzwoite wrażenie, które miałaby szansę zrobić na kilka lat przed rozpoczęciem produkcji 110, skutecznie zacierają najgorsze pseudo-drewniane wstawki, jakie widziałem w życiu. A wierzcie mi – widziałem już niejedno. Nie mam pojęcia, czy to fabryka, czy inwencja twórcza byłego właściciela, ale niestety wygląda mi to na wyposażenie tej wersji wyposażenia.
Właśnie. Wyposażenie.
Po pierwsze – automatyczna nie-klimatyzacja, czyli coś, co było już znane np. z niektórych modeli Fiata. Mamy tu czujnik temperatury sterujący pracą nawiewów, nie ma za to klimy. Oznacza to, że zimą łatwo utrzymać stały stopień ogrzewania (tym bardziej, że – jak przystało na rosyjski samochód – jest ono tutaj bardzo wydajne), za to latem nawiewy będą próbowały schłodzić pasażerów huraganem upalnego powietrza. Wspaniały pomysł. Warto przy tym dodać, że praca dmuchawy skutecznie zagłusza dość głośny silnik i wyjącą skrzynię biegów.
Po drugie – checkpanel, czyli kolejny wynalazek z lat 80. z dumą wprowadzany w samochodzie z postkomunistycznego kraju pod koniec lat 90. Tutaj ma on postać panelu upchniętego w konsoli środkowej obok bazarowego zegarka. Co ciekawe – nawet działa. Do tego ma równie interesujący co irytujący sygnał dźwiękowy. Otwarte drzwi? DING-DONG! Brak płynu do spryskiwacza? DING-DONG! Znów nawala rosyjska elektryka przez co nie świeci się któreś ze świateł? DING-DONG! DING-DONG! DING -DONG!
Po trzecie – szyby w prądzie. Tak, wszystkie cztery. Nieźle, prawda? Nnno niby tak, ale nie. Zacznijmy od tego, że w pełni sprawnie działa… jedna. Na szczęście ta w drzwiach kierowcy. Pozostałe owszem, opuszczają się, ale gwarancji podniesienia już brak. Do tego rosyjscy inżynierowie pamiętali o tym, by ułatwić życie pasażerom w nieklimatyzowanym wnętrzu, ale o tym, by umożliwić kierowcy ustawianie lusterek bez konieczności kładzenia się na fotelu pasażera już zapomnieli. Tak – lusterka nadal są ustawiane mechanicznie. Nie byłoby to zresztą jakimś dramatem, gdyby regulacja prawego działała. Bo nie. Nie działa.
To może chociaż do bagażnika da się upchnąć bas w usztywnianym pokrowcu?
Spoiler alert: da się.
Łada 110 – czy można nią wozić bas
Kufer „dziesiątki” jest duży, ustawny i – co dla mnie szczególnie ważne – szeroki. Po odrobinie manewrowania koniecznego, by przecisnąć usztywniany pokrowiec przez otwór załadunkowy basiwo weń odziane (w pokrowiec, nie otwór) mieści się tutaj bez bólu. Oczywiście musimy liczyć się z wadami wynikającymi z ograniczonej uniwersalności sedana, ale ogólnie rzecz biorąc Łada 110 jak najbardziej nadaje się do przewozu sprzętu basowego.
Oczywiście o ile raczy odpalić.
Łada 110 – czy da się nią jeździć
Zacznijmy od silnika.
Seria 110 przejęła układ napędowy z Samary. W tym przypadku jest to 77-konny (choć niektóre źródła podają 76 KM), półtoralitrowy silnik z wielopunktowym wtryskiem, będący rozwinięciem najmocniejszego silnika ze starszego modelu. 77 (lub 76) koni to nie jest szczególnie duże stado, ale może wystarczy do sprawnego napędzania niezbyt ciężkiego auta?
Nnno nie do końca. I nie dlatego, że „dziesiątka” jest jakoś karygodnie krowiasta. Po prostu nie ma gwarancji, że w ogóle ruszy.
Łada była w moich rękach przez ok. 2,5 doby. Odebrałem ją jednego dnia, miałem ją przetestować następnego i oddać wieczorem. Niestety, nic z tego nie wyszło. Mimo poprawnego wykonania procedury startowej (najpierw zamek centralny, potem immobilizer – tak, ktoś najwyraźniej wpadł na pomysł, że ten pojazd mógłby skusić jakiegokolwiek złodzieja) rozrusznik nawet nie raczył zakręcić. Opukiwanie młotkiem nic nie dało – wyrób rosyjskiego przemysłu motoryzacyjnego uznał, że nie będą go upalać jakieś paliaki. Nie i хуй. Dopiero przybycie właściciela przekonało krnąbrny wehikuł, że jednak czasem warto współpracować. Niestety, było już późne popołudnie, słońce chyliło się ku zachodowi i test trzeba było przesunąć na następny dzień.
Na szczęście tym razem Łada raczyła odpalić. Nie można tego powiedzieć o kierunkowskazach, które przeszły w tryb BMW. Na szczęście problem dało się rozwiązać w bardzo typowo rosyjski sposób – ciosem w spód deski rozdzielczej. W trakcie testu musiałem powtórzyć tę procedurę trzykrotnie.
Niestety, żadna procedura nie pomagała w przypadku odmowy współpracy ze strony wycieraczek. Zdarzyło się to dwa razy – najpierw gdy jechałem Ładą do domu po jej odebraniu, następnie tuż przed odstawieniem jej z powrotem. Ciche „bzzzt” dobiegające z okolic kolumny kierownicy sygnalizowało, że na pewien czas dosyć luksusu oczyszczania szyby. Radź se sam, paliak.
A jak – pomijając brak pewności dotarcia do celu czy choćby ruszenia z miejsca – jeździ się Ładą 110? Otóż… tak sobie. Dynamika jest przeciętna – da się nadążać za ruchem ulicznym, ale niewiele więcej. W sprawnej jeździe nie pomaga koszmarnie pracująca skrzynia biegów. Jedynka i wsteczny są bardzo blisko siebie, co w połączeniu z całkowitym brakiem precyzji pracy drążka skutkuje tym, że przy manewrowaniu w ciasnym miejscu większość wysiłku pochłania celowanie we właściwe przełożenie. Do tego redukcja na dwójkę najczęściej kończy się… zawyciem silnika na luzie. Tam, gdzie wydaje się, że jest dwójka, zasadniczo nie ma nic. Warto dodać, że drążek jest umieszczony bardzo nisko i niewygodnie. A propos wygody – czy w Ładzie można liczyć na komfort? K’sażalieniu niet. Choć Rosjanie lubią miękko resorujące samochody, tutaj nie doświadczymy tego typu luksusów. Zawieszenie pracuje nieprzyjemnie sztywno (choć nie można nazwać go brutalnie twardym), co jednak wcale nie wpływa na precyzję prowadzenia. Niewspomagany układ kierownicy podczas jazdy pracuje poprawnie, choć w trakcie manewrowania robi się zwyczajnie nieprzyjemny. Na szczęście w tym ostatnim pomaga przyzwoita widoczność – szczególnie do tyłu. Ponadto dość słabe hamulce, hałas i koszmarna jakość wykonania skutkująca całkowitym brakiem zaufania do samochodu – wszystko to sprawiło, że oddając Ładę 110 jej niezbyt szczęśliwemu (współ)właścicielowi mogłem czuć tylko jedno.
Ulgę.
Zady i walety, czyli propsy i klopsy
Są samochody, w których minusów musiałem doszukiwać się niemalże na siłę. Łada 110 jest przeciwieństwem – tutaj potrzebne było sporo mentalnego wysiłku, by znaleźć jakiekolwiek zalety poza sporym bagażnikiem. Udało mi się odnaleźć dwie. I to też raczej na siłę.
Bardzo chciałem przetestować któryś z modeli serii 110/111/112. Wydawały mi się całkiem ciekawymi gratami o może niezbyt pięknej, ale przynajmniej dość oryginalnej stylistyce. Liczyłem na niezły komfort jazdy i poczucie, że zawsze dojedzie się do celu, nawet jak odpadnie połowa samochodu. Znalazłem w zasadzie jedno: niskojakościowy wkład do pieca hutniczego.
Plusy:
+ Spory, ustawny bagażnik
+ Zdolności terenowe dzięki dużemu prześwitowi
+ Dobry dostęp do silnika
Minusy
– Beznadziejna jakość wykonania
– Awaryjność
– Beznadziejna praca drążka zmiany biegów
– Ciasne, niewygodne wnętrze
– Komfort jazdy
– Hamulce
– Słabe osiągi
Co nią wozić
Tak – do bagażnika Łady 110 mieści się bas. Ale nie ryzykowałbym jeżdżenia nią na próby, a już na pewno nie na koncerty. Po prostu zbyt duże jest ryzyko, że zwyczajnie nie dotrzemy na miejsce.
Zresztą do sedana i tak nie wejdzie kontrabasowa bałałajka.
A jeśli jeszcze mało Wam cierpienia – obejrzyjcie film.
– awaryjne
– dziwacznie wyposażone
– brak zaufania do auta
– jedynka i wsteczny łatwe do pomylenia
– elektryka szaleje
– ciasny sedan
jakbym o swoim dawnym E36 czytał :p
a 110 miało sporo wersji sportowych swoją drogą (bezczelna reklama): http://autobezsens.blogspot.com/2018/03/zbior-dziwnych-fur-czesc-25-edycja.html
O, ta 111 GTi to jest coś. Żeby to miało działającą elektrykę i więcej miejsca, szczególnie z tyłu, miałoby to sens.
Bałałajka kontrabasowa to robi wrażenie. A Łady miałem dwie i nie mam sentymentu.
Ta Łada jest piękna w porównaniu do Honkera i Oltcita (jak ja ich nienawidzę), ale też mi się niezbyt podoba.
Borze, jak ja bym testował Oltcita!
Miałeś zły młotek.
To musi być z drewnianym trzonkiem, przechowywany w wiaderku z wodą, aby trzonek był napuchnięty coby młotek nie zlatał z tego trzonka.
Lata mijają i chyba niewiele się zmieniło – pamiętam prezentację Priory(???) z udziałem Putina. Zapewne wszyscy odpowiedzialni dostali bilet w jedną stronę – do łagru 🙂
przez cały odcinek nie zauważyłem tej szpetnej kierownicy 😀