Czy poprzednik może być lepszy od następcy? Jak najbardziej – i to nawet, jeśli sam nie jest szczególnie zachwycający.
Niedawny test Łady 110 nie nastroił mnie zbyt pozytywnie. Zarówno do życia, które po przejażdżce rosyjskim sedanem wydało mi się pozbawione sensu i nadziei, jak i przede wszystkim do samej marki. „Dziesiątka” okazała się koszmarnym nieporozumieniem, z grubsza tylko przypominającym pojazd. Dlatego nie miałem zbyt wysokich oczekiwań wsiadając do jej poprzednika, czyli 4-drzwiowej Łady Samary. Jak się okazało – słusznie. Ale nie dlatego, że nie była w stanie jakichkolwiek spełnić, ale dlatego, że – mimo bycia topornym, badziewnie wykonanym, postkomunistycznym gratem – okazała się zwyczajnie lepsza od swego następcy.
Ale po kolei.
Łada Samara – co zacz
Łada Samara została pokazana ludowi pracującemu w 1985 roku. Co zaskakujące, pod względem konstrukcyjnym nie odstawała jakoś strasznie od konkurencji z tzw. zgniłego zachodu. Przenionapędowy hatchback z poprzecznie umieszczonym silnikiem stanowił chyba najnowocześniejszą w tamtym czasie propozycję z krajów o centralnie sterowanej gospodarce. Jasne, dostępne były tylko gaźnikowe silniki a jakość była typowo radziecka, ale model zażarł zupełnie nieźle i zaczął jakoś tam się sprzedawać nawet w zachodniej Europie. Na początku dostępny był tylko 3-drzwiowy hatchback na wewnętrznym rynku noszący piękną nazwę Sputnik. Po dwóch latach dołączyła wersja 5-drzwiowa a w 1990 pojawił się sedan, w krajach byłego ZSRR sprzedawany jako Forma.
W pozostałych krajach Forma pozostała Samarą i w sumie słusznie. Forma Formy nigdy nie dysponowała szczególnie dobrą formą (HA HA HA HA HA, zatrzymajcię tę karuzelę śmiechu). Trzecia bryła sprawia wrażenie doklejonej na siłę a całość jest toporna, nieproporcjonalna i zwyczajnie szpetna. Ale w postsowieckich krajach bardzo się to spodobało – wszak wiadomo, limuzyna to prestiż. Pytanie tylko czy prestiżową można nazwać jakość wykonania poniżej poziomu spółdzielni pracy niewidomych. Blachy były ewidentnie pasowane stopami – tyle, że jedna z tych stóp była szpotawa a druga cukrzycowa. Szpary szerokości Wielkiego Kanionu są bardziej nierówne niż w przeciętnym E36 spawanym z 3 egzemplarzy i przystanku PKS Wieczfnia Kościelna. Całość oczywiście gnije malowniczo, zaś jakość i odcień lakieru są klasycznie radzieckie. Nawet felgi zostały pociągnięte farbą o charakterystycznym, smutnym odcieniu, który wręcz krzyczy „Сделано в СССР”.
Może w środku jest lepiej? Nnnnoooo… nieznacznie.
Łada Samara – jak się w niej siedzi
Wnętrze Samary nie rozpieszcza przestronnością. Mimo tego siedzi się tu wygodniej, niż w 110. Miejsca jest więcej, zarówno na nogi, jak i nad głową. Siedząc za kierownicą nie mamy wrażenia, że przy pierwszym ostrzejszym hamowaniu przydzwonimy czołem w daszek przeciwsłoneczny, z tyłu zaś w miarę wygodne zajęcie miejsca „za samym sobą” nie wymaga amputacji nóg. Ogólnie rzecz biorąc jest zupełnie znośnie. Niestety – gorzej wygląda jakość montażu i materiałów.
Obite bazarowym kocykiem fotele są straszliwie wysiedziane i zapadają się pod zasiadającymi w nich pasażerami. W szczególności dotyczy to fotela kierowcy, w którym nawet oparcie nie stawia żadnego oporu, przez co plecy nieprzyjemnie stykają się ze stelażem. Materiały, z których sklecono boczki drzwi i deskę rozdzielczą są zwyczajnie smutne. Ich jakość nie pozostawia wątpliwości, że Samara miała być przede wszystkim tania. Bardzo tania. Stylistyka z kolei jest prosta ale nie razi na tle niedrogich aut z lat 80. Wystająca nad resztę deski obudowa zestawu wskaźników przypomina nieco japońskie samochody z tamtego okresu a ogólna estetyka nie odbiega za bardzo od ówczesnych standardów. Oczywiście najsłabszym elementem jest tu konsola środkowa – choć, w przeciwieństwie np. do Poloneza, przynajmniej nie jest sklecona z wciskanych naprędce, nie do końca do siebie pasujących elementów.
A jak sprawy się mają za tylną kanapą?
Łada Samara sedan (tudzież Forma) – czy można nią wozić bas
Bagażnik kanciastego rosyjskiego sedana jest taki, jakiego można się spodziewać po starych, kanciastych sedanach: szeroki i pojemny, choć niezbyt estetycznie wykończony. Poprawka – on w ogóle nie jest wykończony, przynajmniej jeśli mówimy o burtach i spodniej części pokrywy. Do tego trzeba tu zmagać się z wysokim progiem załadunku. Najważniejsze jednak, że bas w usztywnianym pokrowcu wchodzi tu bez bólu.
Łada Samara – czy da się nią jeździć
Łada Samara ma jedną cechę wspólną z Seatami z drugiej połowy lat 80. – przy opracowaniu montowanych w niej silników pomagali inżynierowie firmy Porsche. W sumie nie powinno to szczególnie dziwić – wszak współpraca niemiecko-radziecka miała już wtedy pewne tradycje. W przeciwieństwie do Hiszpanów jednak Rosjanie nie chwalili się tą współpracą wszem i wobec, przez co przeglądającym ogłoszenia z używanymi Samarami desperatom koneserom oszczędzono zwrotu „SYSTEM PORSCHE”.
A jak ten dyskretny System Porsche w wersji made in USSR się tutaj sprawuje? Otóż zupełnie przyzwoicie.
Ten egzemplarz napędzany jest najmocniejszym z dostępnych podówczas silników – półtoralitrową jednostką o mocy 72 KM. Jest to w zasadzie ten sam silnik, co w Ładzie 110, tyle, że w nowszym modelu zastosowano wtrysk wielopunktowy, tutaj zaś wciąż było zasilanie gaźnikowe. Gaźnik w 1995 roku – to jedna z rzeczy, po których można było poznać, że mamy do czynienia z produktem pochodzącym z krajów byłego Układu Warszawskiego. Mimo tego Samara odpychała się wyraźnie sprawniej od młodszego, mocniejszego o 5 KM modelu.
Być może wynikało to z niższej masy, może powodem jest szybsza reakcja gaźnikowych silników na gaz (przynajmniej w porównaniu z układami wtryskowymi sprzed x lat) – fakt jest jednak faktem: Samara jest sporo żwawsza od swego następcy. Dynamika okazuje się tutaj zupełnie przyzwoita. Jasne, nie jest to samochód sportowy, jednak przyspieszenia przy niższych prędkościach są więcej niż wystarczające, by podjąć równorzędną walkę z dzisiejszym dość wariackim ruchem ulicznym.
Po wytrzęsieniu w nieprzyjemnie twardo zawieszonej „Dziesiątce” nie spodziewałem się zbyt wiele po komforcie Samary. I… myliłem się. Zawieszenie starszego modelu okazuje się zaskakująco miękkie, co w połączeniu ze sporym prześwitem sprawia, że kanciasta Łada bardzo dobrze spisuje się na złych nawierzchniach. Trudno się zresztą dziwić – w kraju jej pochodzenia, przynajmniej na tzw. prowincji, wciąż dominują drogi, w których jest więcej dziur niż asfaltu. Co ciekawe, prowadzenie w zakrętach nie odbiega znacząco od 110 – jest tak samo nieprecyzyjne. Za to manewrowanie jest znacznie łatwiejsze – mimo braku wspomagania kręcenie kierownicą nie wymaga wcześniejszych wizyt na siłowni. Do tego dochodzi przyzwoita zwrotność i bardzo dobra widoczność we wszystkich kierunkach.
Mniej dobrego można powiedzieć o pracy skrzyni biegów. Tak naprawdę działa tak samo, jak w następcy, czyli… beznadziejnie. Pojęcie precyzji nie istnieje tu nawet w szczątkowym zakresie. Do tego bieg wsteczny, jedynka i trójka są bardzo blisko siebie, więc ruszając spod świateł trzeba bardzo uważać, by nie wjechać w stojący za nami samochód lub nie zdławić silnika. Bardzo słabe są też hamulce, które skutecznie uczą utrzymywania odpowiedniego dystansu od poprzedzającego samochodu.
Zady i walety czyli propsy i klopsy
Łada Samara to samochód prymitywny, toporny i nędznie wykonany. Mimo tego jazda nią nie była nawet w przybliżeniu taką torturą, jak powożenie młodszą i pozornie nowocześniejszą Ładą 110. Samara okazała się przestronniejsza, wygodniejsza i bardziej dynamiczna, a co najważniejsze – znacznie bardziej godna zaufania. Początkowe problemy z odpalaniem spowodowane były zupełnie wypłaszczonym akumulatorem (co było o tyle dziwne, że wcześniej była w stanie odpalić z takim, który okazał się za słaby dla Passata), zaś późniejsze przygody były skutkiem głównie mojego gapiostwa i nie poskutkowały żadnymi poważniejszymi konsekwencjami.
Otóż przypadłość tego konkretnego egzemplarza polegająca na konieczności trzymania go na lekkim ssaniu w połączeniu ze słabym akumulatorem, przez który wolałem nie wyłączać zbyt często silnika, stworzyły mieszankę wybuchową, i to dosłownie. Nie spojrzałem na temperaturę płynu chłodzącego, który zagotował się i wybrał wolność, pięknie strzelając korkiem. I tylko pytanie, jakie były szanse na to, że kilka chwil później na kompletne ubocze, na którym utknąłem, podjedzie Corsą sympatyczny człowiek, który akurat będzie miał płyn chłodzący w bagażniku, i podzieli się nim, nawet nie chcąc za niego pieniędzy. Raczej niewielkie – ale tak właśnie się stało. Ogromne podziękowania dla pana Michała, który tamtego dnia zwyczajnie uratował mój spasły zad. A Samara, po uzupełnieniu płynu, jeździ nadal. I chyba jeszcze trochę pojeździ.
Plusy
+ komfortowe zawieszenie i niezłe właściwości terenowe
+ przyzwoita dynamika
+ zwrotność
+ widoczność
+ wystarczająco szeroki bagażnik
Minusy
– nędzna jakość wykonania
– korozja
– beznadziejna skrzynia biegów
– stylistyka (dotyczy Formy, czyli wersji sedan – hatchback był zgrabniejszy)
Łada Samara/Forma/Sputnik – czy ją chcę
Nie jestem fanem wynalazków z byłych krajów tzw. demokracji ludowej. Nie dogadałem się zbytnio ze Skodą Favorit (która jednak obiektywnie jest chyba najlepsza z tego towarzystwa), gardzę Polonezem a 125p wręcz nienawidzę. O Syrenie nawet nie wspominam – wiadomo, że to nie samochód. Owszem, Yugo Florida jest bardzo ciekawym sprzętem, w Trabancie bawiłem się zaskakująco dobrze a Malucha uważam za pocieszne, sympatyczne toczydło, ale nie są to samochody moich marzeń. I tak samo nie mogę do nich zaliczyć Samary – bez względu na to, czy to hatchback, czy sedan gdzieniegdzie znany jako Forma. Tak, jak śpiewał Lech Janerka , jest kwadratowa i potworna. Ale wbrew jego dalszym słowom (i wrażeniu, które można odnieść patrząc na jakość wykonania) wcale się nie rozpada – i to trzeba zapisać jej na plus. Ja jednak podziękuję – wolę DAFuqa. Tym bardziej, że nie mam pomysłu, jaki bas miałbym wozić w jej bagażniku. Zapewne postkomunistyczny – może Defil Aster Bass, tak samo, jak Samara, będący ostatnią przed przemianami ustrojowymi próbą zmierzenia się ze względną nowoczesnością i zachodnimi standardami.
Idealny tytuł wpisu. Poczułem dreszcze.
Miałem znajomego stolarza starej daty, pana Zamarię. Wiecie czym jeździł.
Auto ma coś w sobie, pomimo że wnętrze wygląda jakby nastąpił tam „rozpad funkcji- zdać na złom” jak pisał PIlot Pirx. Ale pewna lekkość i żwawość Samary rekompensuje sporo.
Formą jeździł? Czy zwykłą Samarą?
A Pirx to dobre odniesienie, szczególnie w stosunku do kwadratowej, potwornej Formy. Janerka sporo czerpał z Lema, choćby takie „Allelujaż” 😉 A rozpad kojarzy mi się oczywiście z „Dobranoc” – „coś jak Etiopia lecz ładniej” 😉
Mój sąsiad taką Samarą jeździł jeszcze w czasach, gdy to auto normalnie u nas się spotykało na drogach czyli przełom lat 90/2000. Tyle że jego mimo iż „zwykła” to też zwykła nie była. Jakimś cudem to była wersja „Top” czyli eksportowa na rynek niemiecki z charakterystycznymi alufelgami jak na zdjęcou.
https://s38.wheelsage.org/picture/l/lada/samara_top/lada_samara_top.jpg
No to dość grubo, rzekłbym.
Zastanawiam się, czy Twoje złe wrażenie z 110 a dobre z Samary nie wynikało z jednej rzeczy, tak charakterystycznej dla wyrobów z bloku wschodniego – egzemplarza.
W pewnym momencie, cała moja rodzina jeździła Samarami – z czego trzy egzemplarze były identyczne, kupione w tym samym Polmozbycie w Białymstoku. Ten sam kolor(biały), ta sama wersja(czterodrzwiowe 1500 hatchback), Ctrl+C, Ctrl+V, a czwarta była od nich kilka lat starsza, dwudrzwiowa, czerwona i jako kilkuletnia ściągnięta z Belgii. I tak – wśród białych jedna korodowała, druga się psuła i strasznie ciężko chodziła w niej kierownica, a trzecia była zupełnie bezproblemowa i jeździła znakomicie. Podobnie z czerwoną – służyła ojcu, który był w latach 90. przedstawicielem handlowym jako samochód służbowy i dzielnie nawijała kolejne kilometry z prędkościami rzędu 160, wesoło przy tym spalając LPG.
Może coś w tym być. Wszak Złomnikowi nawet spodobała się 110. No ale testujesz to, co dostajesz do testu. Trudno bazować swoją opinię na czymś, czym się nie jeździło – a wiadomo, że nie ma da się przetestować wszystkich Ład.
A co do „dobrego” wrażenia z Samary – ono było dobre w porównaniu do 110 😉 Absolutnie nie chciałbym jeździć czymś takim na co dzień. Inna rzecz, że jeśli nie miałbym innego wyboru – wolałbym Samarę od 110. I od Poloneza.
Co będzie zamiast Tesco na Kabatach?
Kolejne deweloperskie bloki, z tego, co mi wiadomo.
Użytkowałem 15 lat Ładę Samarę 2108, silnik 1.3 65KM.
Opinia o tym samochodzie przedstawiona w filmie jest wypaczona i niesprawiedliwa .Zapewne z powodu złego stanu technicznego testowanego egzemplarza. Samara to bardzo dobre i niezawodne auto. Posiada bardzo solidną blacharkę i świetny silnik. Jeśli wszystko jest sprawne skrzynia biegów chodzi bardzo dobrze, ssanie obsługuje się jednym palcem. Spalanie 8l. Hamulce są słabe ale bez problemu spełniają normy. W środku po złożeniu siedzeń mogą spać dwie osoby. Przez 10 lat wymieniłem głównie oleje i filtry. Karoseria jest prawie pancerna. Wzmacniane profilami zderzaki i drzwi. Mnie przy czołówce uratowało to zdrowie i życie. Zgoda co do spasowania elementów, ale przy całości zalet to szczegół. Na przyszłość proszę testować tylko sprawne i zadbane egzemplarze oraz uwzględnić opinię użytkowników.
Pozdrawiam
Na przyszłość pozwolę sobie testować takie egzemplarze, do jakich będę miał dostęp, i oceniać je według moich własnych standardów. Czyli tak, jak do tej pory.
Dziękuję za odpowiedź.
Oczywiście to Pana kanał i Pan decyduje czy będzie to rzetelny test czy prześmiewcze show.
Może by tak teraz na tapetę mlodsze samochody znanych marek. Ciekawe czy ich dilerzy też mają poczucie humoru.
Życzę dalszych sukcesów.