Graciarska okręgówka rozpoczęła się w tym roku z opóźnieniem.
W zeszłym roku odbyły się bodajże dwa rajdy Mistrzostw Okręgu Warszawskiego Pojazdów Zabytkowych, nie licząc imprez stricte motocyklowych. A to, rzekłbym, niezbyt wiele. Trudno się jednak dziwić – pandemia odcisnęła swoje piętno chyba na wszystkich dziedzinach życia, najbardziej zaś ucierpiały te, które wiążą się z jakimikolwiek większymi spotkaniami. Tak, jak zapewne wielu innych, miałem nadzieję, że w tym roku uda się już powrócić do normalności. Niestety, nic z tego – dotychczasowe rajdy były zorganizowane bezobsługowo, a otwierający kilka ostatnich sezonów Rembertowski tym razem znalazł się poza okręgówką.
Na szczęście w końcu udało się ją zainaugurować.
W ostatnią sobotę maja ruszył IX Rajd Po Ziemi Mińskiej.
Parcie na rajdy okazało się tak silne, że miejsca rozeszły się błyskawicznie a ja załapałem się na listę rezerwową. Na szczęście organizatorzy postanowili dołożyć 5 miejsc i tak oto w rajdzie, w którym miało wystartować 40 załóg, pojechałem z numerem 45.
Start odbył się w tym samym miejscu, w którym rozpoczął się miński rajd również dwa lata temu. Bo w zeszłym zwyczajnie go nie było. Tak czy inaczej – gdy dotarliśmy, już było dość grubo.
Po pobraniu i odpowiednim zamocowaniu materiałów rozpoczęła się pierwsza od długiego czasu odprawa.
Niektóre załogi walczyły jeszcze z materią podczas gdy uczestnicy ustawiali się wedle kolejności numerów w kolejce do linii startu.
W końcu – i to dosłownie – przyszła pora na nasz start.
Pierwszy etap był dość krótki i kończył się obowiązkową na rajdach okręgówki próbą sportową.
Jako człek, który powyżej pewnej intensywności zdarzeń przestaje ogarniać otaczającą rzeczywistość, nie lubię tych prób, źle się na nich czuję i zazwyczaj po prostu przejeżdżam je wolno. BARDZO wolno. Tym razem jednak poszło w miarę akceptowalnie i nawet udało się nie wyłapać taryfy.
Drugi etap był znacznie dłuższy i bardziej rozbudowany.
Na przejazd były aż 4 godziny, i – jak się okazało – wystarczyły na styk. Doszły też dodatkowe zadania, takie, jak wyszukiwanie haseł do krzyżówki. Po jej wypełnieniu uzyskiwało się numer telefonu, na który należało wysłać sms-a z numerem załogi.
Niestety nie obyło się bez nieprzyjemnych incydentów. Niedługo za metą pierwszego etapu majestatyczny Austin Sheerline napędzany nieco mniej majestatycznym dieslem z dostawczej Kii został zaatakowany przez (bodajże) VW Caddy, którego kierownik rozpoczął wyprzedzanie już w momencie, gdy Austin zaczął już skręcać w lewo. Tak przynajmniej wynika ze słów właściciela Austina, który zakończył rajd z wgniecionym błotnikiem i mocno uszkodzoną felgą. I choć obrażenia wyglądały na niezbyt wielkie i zdecydowanie naprawialne, ze zdobyciem nowej felgi może być spory problem, zaś chromowany dekielek, który również ucierpiał, po prostu nie występuje w naturze.
Chwilę wcześniej w niebieskim Renault 18 stanął hamulec (co na szczęście dało się naprawić i jego załoga dotarła do mety, kosząc jednak przy tym srogą taryfę za czas) zaś w jednym Maluchu odmówił lizak od dźwigni zmiany biegów, co niestety oznaczało dla niego koniec rajdu. Poza tym reszta trasy przebiegła bez większych afer.
Na drugim etapie były jeszcze dwa punkty kontrolne.
Jeden z nich zawierał koszmarną, wredną, złośliwą wykreślankę, której nikt nie zrobił do końca, zaś na drugim trzeba było wypatrzeć przez lornetkę tablice z literami i złożyć z nich markę samochodów. Dla tych, którym się to nie udało – była to Simca.
Poza tym… głównie po prostu się jechało.
Po zawartej wśród zadań wizycie w muzeum Konstantego Laszczki w Dobrem dalsza droga prowadziła już w zasadzie prosto na metę. No, może nie do końca prosto, ale bez kolejnych postojów.
Na metę wjechaliśmy tak samo, jak ruszaliśmy: jako ostatni.
Jedni uczestnicy dokonywali drobnych napraw przed powrotem do domu, inni latali dronami nad głowami zgromadzonej ludności.
W końcu przyszedł czas na ogłoszenie zwycięzców poszczególnych klas.
Jak zatem oceniam rajd?
Był… niezły. Zdecydowanie bardziej turystyczny niż nawigacyjny – itinerer był bardzo prosty i poza jednym przejazdem przez las nie było w nim żadnych grubszych zagadek. O turystycznym charakterze świadczyć mogą również długie fragmenty, na których zasadniczo nic się nie działo i służyły głównie temu, by podziwiać malownicze okoliczności przyrody. A te rzeczywiście były nader urokliwe. Niestety, właśnie te dojazdówki sprawiły, że rajd okazał się dosyć męczący. Długie fragmenty, gdzie ani nie było pytań, ani zdjęć z trasy (ale i tak uważnie ich wypatrujesz, bo przecież mogą być wszędzie), były – być może wbrew zamierzeniom organizatorów – mocno wyczerpujące. Przez to również trudno było podziwiać widoki, których nie brakowało. Na szczęście nie zabrakło fajnych pytań i ciekawie pomyślanych pekapów (czyli punktów kontroli przejazdu).
No, poza tą wykreślanką, która była z piekła rodem.
Ostatnią rzeczą, której mogę się przyczepić, był… grill.
Nie, absolutnie nie przeszkadza mi to, że był – wręcz odwrotnie, bardzo fajnie, że zorganizowano wyżerę dla wygłodniałych i zmęczonych uczestników. Problemem było natomiast to, że do wyboru była… świnia i świnia. Czyli kiełba i żurek z boczkiem. Uczestnicy, którzy nie praktykują mięcha (lub jedynie nie kąsają ssaków, tak, jak my), jechali do domu głodni. Tak samo było na mecie poprzedniej edycji. I w sumie jasne, to nasz wybór, że jakoś nie czujemy się dobrze z wciąganiem stworzeń, które mogą być pesymistami lub optymistami i chrumkają swoim młodym kołysanki na dobranoc, jednak biorąc pod uwagę, że każda załoga wpłacała wpisowe (i zakładam, że to z niego organizowana była wałówa), można było pomyśleć chociaż o zwykłych ziemniorach. Dobry kartofel nie jest zły, a wręcz odwrotnie.
Ogólnie jednak IX Rajd Po Ziemi Mińskiej był bardzo sympatyczną imprezą z niezwykle malowniczą trasą, po której widać było, że w jej ułożenie włożono sporo wysiłku. I za to organizatorom należą się propsy i ukłony wszelakie.
A to, że udało nam się zdobyć 4. miejsce w klasie, to sympatyczny bonusik.
* * * * * * * *
No i oczywiście film.
Co to jest za biało-czarna Renówka? Wygląda nawet ładnie. 🙂
Wygląda na Renault 11. Tyle że ramka wokół reflektorów/grilla zawsze (?) była czarna.
Propsy za osiem gwiazdek na końcu
?