Jestem fanem starych, tylnonapędowych Cegieł. Czy zatem uważam, że „to nie jest już prawdziwe Volvo”? I tak i nie.
Gdy około 10 lat temu Chińczycy przejmowali Volvo, głosom, że zarżną markę nie było końca. Jak widać, nie miały za bardzo racji bytu. Sam nowego Volviacza bym nie kupił, ale, pomijając oczywiste powody finansowe, głównie ze względu na niechęć do sponsorowania chińskich planów dominacji ekonomicznej i – co za tym idzie – kulturowej. Nie zmienia to faktu, że nowe modele podobają mi się bardzo i wciąż mają to coś, co marketoidy nazywają „DNA marki”. Pytanie jednak, czy to DNA miały również modele produkowane pod zarządem Forda – choćby sedan S40 drugiej generacji i wersja kombi, czyli V50.
Volvo V50 – co zacz
Od 1999 do 2010 roku Volvo należało do Forda, wchodząc w skład wewnętrznej grupy marek z tzw. segmentu premium. Grupa nosiła nazwę Premier Automotive Group a oprócz Volvo były w niej również Jaguar, Aston Martin i Land Rover. Nie powstało jednak żadne Volvo spokrewnione z Astonem czy Jaguarem. Zamiast tego, Ford rzucił Szwedom platformę C1, na której siedział m.in. Focus, i powiedział “masz, Sven, zrób z tego coś fajnego”. No i Sven zrobił. W 2004 roku pojawiły się sedan S40 i kombi V50, zastępujące wcześniejsze, spokrewnione z Mitsubishi Carismą modele S40 i V40. Dwa lata później dołączył do nich 3-drzwiowy hatchback C30, stylistyką nawiązujący m.in. do modelu 480 (ależ bym testował), ale to już osobny temat. Tak czy inaczej – Volvo wzięło Focusa i ubrało go w swoje oblachowanie. Zawieszenie i 4-cylindrowe benzyniaki były fordowskie, zaś diesle 1.6 i 2.0 – tak, jak i w autach z niebieskim owalem – pochodziły z PSA. Volvo jednak miało coś specjalnego: mocne, pięknie brzmiące 5-cylindrówki własnej konstrukcji.
Stylistycznie V50 jest po prostu ładne. Do tego od razu widać, że to Volvo. Stylistyka zapoczątkowana przez S80 nawiązywała nieco do starszych modeli (te charakterystyczne „biodra” były już w seriach 140/160 i 240/260) i nie pozostawiała żadnych wątpliwości co do tego, z jakim samochodem mamy do czynienia.
A jak w środku?
Volvo V50 – jak się w tym siedzi
Stylistyka wnętrza jest typowa dla Volvo z pierwszej dekady XXI wieku. Wskaźniki są proste, czytelne a przy tym dość eleganckie. Całkiem elegancka jest też deska rozdzielcza. Panują tu po skandynawsku proste formy i dobre materiały. W bogatych wersjach (takich, jak ta) można było mieć np. skórzaną tapicerkę. Zdarzają się jednak też słabiej wykończone miejsca, np. uchwyty drzwi obramowujące też sterowanie szybami i lusterkami. Najciekawszym smaczkiem stylistycznym jest tutaj jednak zdecydowanie „pływająca” konsola środkowa z ukrytym za nią małym schowkiem.
Za kierownicą siedzi się nieźle. Tak, jak w starych, kanciastych Volvach, nie ma tu nadmiaru miejsca, można za to znaleźć wygodną, ergonomiczną pozycję. Ogromu przestrzeni nie znajdziemy również z tyłu, jednak nie nazwałbym kabiny V50 ciasną. Jest raczej… przytulna.
Zaskakująco – i rozczarowująco – ciasny jest za to bagażnik,
Volvo V50 – czy można nim wozić bas
I tak i nie.
Kufer V50 jest po prostu mały, i to nawet jak na kompaktowe kombi. Przede wszystkim, mimo tego, że rozszerza się za nadkolami, okazuje się zwyczajnie za wąski. Bas w usztywnianym pokrowcu nie wejdzie tutaj w poprzek. Można próbować wcisnąć go na skos, najlepiej jednak umieścić go na innych bagażach, na wysokości tylnych szyb. Wtedy wejdą nawet dwa. Mimo tego ten bagażnik nie zasługuje na miano „bagażnika prawdziwego Volvo”. A już na pewno nie Volvo kombi.
Volvo V50 D5 – czy da się nim jeździć
Owszem. I to ze sporą przyjemnością – a jej głównym źródłem jest silnik.Znaczek „D5” na tylnej klapie oznacza 5-cylindrowego diesla o mocy 180 KM i momencie obrotowym 400 Nm. Takie parametry w stosunkowo niedużym nadwoziu muszą dawać radę.
I dają.
Osiągi V50 z mocnym dieslem są bardzo przyjemne. Oczywiście trudno nazwać rodzinne kombi z dieslem sportowym autem, ale przyspieszenia mogę określić jako więcej niż satysfakcjonujące. Srogi moment obrotowy daje do zrozumienia, że wyprzedzanie w trasie jest w zasadzie formalnością.
Z silnikiem przyjemnie współpracuje ciesząca się niezbyt dobrą opinią skrzynia Aisin-Warner AW55-50. Automaty AW montowane w przednionapędowych Volvach napsuły masę krwi ich posiadaczom a niejednego doprowadziły na skraj bankructwa. Rzecz w tym, że Volvo w swej niezgłębionej mądrości w instrukcji serwisowej nie przewidziało wymian oleju w skrzyni, ale jej producent – jak najbardziej. Dlatego ci, którzy ze swoimi Volvami planowali zostać nieco dłużej, często stwierdzali, że na wszelki wypadek będą wymieniać olej. I dobrze na tym wychodzili. Odpowiednio serwisowana skrzynia AW55-50 nie jest może mistrzem niezawodności, ale jej żywotność jest nieporównywalnie dłuższa, niż w egzemplarzach, które były eksploatowane według zaleceń szwedzkiej marki. Niestety – kupując używane Volvo z automatyczną skrzynią przeważnie nie wiemy, jakie modus operandi przyjął jego pierwszy właściciel. W tym egzemplarzu na szczęście skrzynia spisuje się dobrze. I oby tak zostało.
Całkiem przyjemna jest również praca zawieszenia. Nie jest ono tak pluszowo miękkie, jak lubię, ale jego sprężystość okazuje się udanym kompromisem między komfortem a pewnością prowadzenia. Trudno się dziwić – europejski dział Forda jest od lat znany z bardzo udanych układów jezdnych. Największym zaskoczeniem natomiast okazuje się zwrotność. Mimo długiej, 5-cylindrowej rzędówki umieszczonej poprzecznie z przodu, promień skrętu V50 okazuje się nieporównywalnie mniejszy od tego, czego na co dzień doświadczam w V70. Czyli jednak da się. I w tej kwestii V50 dużo bliżej jest do starych, tylnonapędowych Cegieł, które tak kocham.
Zady i walety czyli propsy i klopsy
Plusy:
+ świetne osiągi wersji D5
+ niezły komfort jazy
+ przyjemne wnętrze
+ przyzwoita zwrotność
+ stylistyka
Minusy:
– przeciętna ilość miejsca w środku
– zaskakująco mały bagażnik
– dość drogi serwis
Volvo V50 – czy je chcę
V50 to bardzo sympatyczny, fajnie jeżdżący sprzęt. Jednak… nie. Bagażnik zwyczajnie nie spełnia moich wymagań. Gdyby jednak okazał się ustawniejszy, mógłby być to model, który rozważałbym jako następcę mojej V70. Choćby dlatego, że jeździ niezwykle przyjemnie i na swój sposób relaksująco. Czyli… jak prawdziwe Volvo.
S40/V50 nadal mi się podoba, choć – jak na moje obecne gusta – jest zbyt nowy 😉 Swego czasu mocno namawiałem tatę na S40 (on poważa wyłącznie sedany), nawet był oglądać, ale – z różnych innych przyczyn – ostatecznie stanęło na Civiku sedanie VIII gen.
Civic na pewno jest lepszy pod względem niezawodności, za to raczej słabszy w kwestii blachy.
Brat ma takiego z silnikiem 2.0HDiI od PSA 130KM, ale poprzedni właściciel go chipowal do 170. Zapiernicza to jak wściekłe. Bardzo ładny samochód. Wykończenie wnetrza z dobrych materiałów. Na przebieg 350kkm wygląda OK. Natomiast bagażnik faktycznie jakiś taki wąski. W mojej Xsarci break zdaje sie być dużo bardziej ustawny.