I znów dopadło mnie życie.
Nowa praca (no, od początku października), do tego próby trzy razy w tygodniu i coweekendowa opieka nad Młodzieżem – wszystko to sprawia, że czasu na pisanie mam znacznie mniej, niż przez ostatnie półtora roku. Trudno się zatem dziwić, że od ostatniego wpisu minęły prawie dwa tygodnie. Do tego sam test miał miejsce tego samego pogodnego dnia, co moje przejażdżki dwiema pięknymi Beemwicami, czyli… ponad dwa miesiące temu. Czas zatem najwyższy na trzecią, ostatnią część Tryptyku Włocławskiego.
Ford P100 – co zacz
Nazwa P100 po raz pierwszy pojawiła się w katalogu Forda w 1982 roku. Nosił ją oparty na Cortinie/Taunusie pickup produkowany w RPA. 5 lat później Ford zaprezentował kolejną generację tego interesującego wynalazku – tym razem produkowaną w Portugalii i bazującą na znanym i lubianym modelu Sierra.
Jednak… nie do końca.
Przód, aż do słupka B, rzeczywiście pochodził ze Sierry, ale tylna część była już zupełnie odrębną konstrukcją. Mniej więcej na wysokości zadnich części ciała kierowcy i pasażera zaczynała się masywna rama, na której już za kabiną opierała się długa skrzynia ładunkowa. Dzięki takiej konstrukcji P100 było w stanie bez stęknięcia targnąć tonę ładunku. Tylny, oparty na resorach piórowych most pochodził z ówczesnej generacji Transita, z którego zapożyczono również koła. Całość napędzał dwulitrowy, gaźnikowy benzyniak z rodziny Pinto, zaś później do oferty dołączył znany z innych europejskich Fordów turbodiesel 1,8. P100 cieszyło się niezłą popularnością m.in. w Wielkiej Brytanii i Finlandii. Model zniknął z oferty w 1993 roku, gdy Sierrę zastąpiło przednionapędowe Mondeo.
Z wyglądu P100 jest tworem równie dziwnym co cała konstrukcja. Obła, nowoczesna jak na swoje czasy część przednia mocno kontrastuje z kanciastą paką ozdobioną tylnymi światłami z Transita. Niewiele pomaga tu dopasowanie kształtów jej burt do reszty nadwozia, co czyni z P100 sprzęt w nieco amerykańskim stylu. Jednak pickup nie służy do zadawania szyku tylko do targania gratów. Warto jednak, by zapewniał w miarę akceptowalne warunki pracy w kabinie. I tu jest… no, właśnie w miarę.
Ford P100 – jak się w nim siedzi
W przedniej części kabiny przeniesionej żywcem ze Sierry powinno siedzieć się tak samo, jak w aucie, z którego pochodzi, nieprawdaż?
Nnnno… nie do końca.
Owszem – wnętrze (o ile nie patrzymy za fotele) wygląda praktycznie tak samo, jak wnętrze Sierry. Deska rozdzielcza jest identyczna, jak ta w biednych odmianach Ścierki – nie ma tu obrotomierza, za to jest charakterystyczne sterowanie nawiewami i konsola środkowa zwrócona w stronę kierowcy, niczym w BMW, które testowałem tego samego dnia. Jednak całość zdaje się być wykonana z jeszcze gorszych materiałów niż w „oryginale” – co, gdy mówimy o Fordach z lat 80., jest pewnym wyczynem. Boczki drzwi marszczą się i odłażą od wiórowych płyt, do których przylepione jest tworzywo, a górna część deski rozdzielczej pięknie pofalowała się pod wpływem słońca. Jest to o tyle ciekawe, że ten egzemplarz większość życia spędził w Finlandii, która nie jest szczególnie znana z porażających upałów.
To może chociaż siedzi się wygodnie? Też nie do końca. Pozycja za kierownicą nie zachwyca – tylna ściana kabiny mocno ogranicza możliwości ustawienia foteli. Co gorsza, kierownica umieszczona jest zbyt nisko i cokolwiek się nie zrobi, zmysłowo smyra kierowcę po udach.
Za to z tyłu… oooo, tam to jest masa miejsca. Tyle, że nie dla pasażerów.
Ford P100 – czy można nim wozić bas
Za kabiną rozciąga się obszerna paka. Owszem, da się tu wrzucić dowolną liczbę basów. Tak naprawdę mógłby tu wejść sprzęt całego zespołu razem z przodami. Niestety, z otwartej, niczym nieosłoniętej paki jego lżejsze elementy miałyby ogromną szansę zniknąć na pierwszych światłach. Dlatego też lepiej wykorzystać tę przestrzeń do tego, do czego wykorzystał ją właściciel: wyłożyć folią i zrobić… mobilny basen dla dzieciaków.
Ford P100 – czy da się nim jeździć
Z przodu kryje się podstawowy napęd Pesto: dwulitrowy, gaźnikowy benzyniak z serii Pinto. Dwa litry w benzynie zapowiadają zupełnie niezłe osiągi. Niestety, nic z tego. W P100 znalazła się wersja odprężona, wypluwająca całe 73 konie. Tak, z dwóch litrów. Modyfikacja została wprowadzona po to, by poprawić moment w dolnym zakresie obrotów i uodpornić silnik na trudy eksploatacji, ale efektem było zrównanie osiągów z ówczesnymi ciężarówkami. Do czysto roboczego charakteru Pesto pasuje kultura pracy jednostki napędowej – a w zasadzie jej brak. Na obrotach jałowych silnik pracuje podobnie do starego diesla, zaś podczas jazdy odgłosy przywodzą na myśl… Żuka.
Do Żuka da się porównać także komfort jazdy. O ile przód resoruje zupełnie znośnie, o tyle sztywny most napędowy zawieszony na potężnych resorach jest po prostu twardy. Pusta paka podskakuje na wybojach niczym piłka. Podejrzewam jednak, że po załadowaniu tony gruzu charakterystyka zmieniłaby się nieco. Inna rzecz, że 73-konny silnik mógłby mieć wtedy pewien problem z szarpnięciem całości pod górę.
Wrażeń dopełnia niewspomagany układ kierowniczy. Kręcenie kierownicą na parkingu może z powodzeniem zastąpić tortury na siłowni. Na szczęście podczas jazdy opór znacząco maleje, dzięki czemu zmiana kierunku przestaje przypominać siłowanie się na rękę z niedźwiedziem. Sporym plusem jest zupełnie niezła zwrotność, dzięki której nawrócenie na wiejskiej drodze z kilkoma świniakami na pace nie powinno być większym problemem. Inna rzecz, że jako człek, który świnek nie kąsa, raczej nie planuję tego typu manewrów.
Zady i walety czyli propsy i klopsy
Ford P100 to twór o zdecydowanie twardym, roboczym charakterze. Jest toporny, niewygodny, koszmarny w manewrowaniu, badziewnie wykonany w środku, do tego nie za bardzo jedzie, a jak już się rozbuja, hałas i wibracje wału napędowego okręcają śruby i rozdzierają spawy. Ale i tak w pewien sposób go polubiłem. Na pewno wolałbym go od dowolnego Poldka Trucka – i to nie tylko z uwagi na rzadkość występowania P100 w naszych stronach. To po prostu kawał twardego żelaza, które nie klęka na robocie. No chyba, że zbyt często jeździ się nim po solonych drogach. A poza tym zawsze lubiłem pesto.
Plusy
+ ciekawa, dość solidna konstrukcja
+ pojemna paka o sporej ładowności
+ niezła zwrotność
+ sporo części pasuje ze Sierry lub Transita
Minusy:
– ciężkie manewrowanie
– słaba pozycja za kierownicą
– kiepski komfort jazdy i spory hałas
– nędzna jakość tworzyw we wnętrzu
– podatność na rdzę
Ooo wreszcie. Film widziałem dawno temu. Sub działa😉. Ale człowiek starej daty to poczytać lubi.
A zawracanie ze świnkami w celu wypuszczenia na wolność jest dopuszczalne?
W sumie pewnie dałoby radę. Świnki są spoko – mogą być pesymistami lub optymistami, poza tym chrumkają prosiakom kołysanki na dobranoc. Jakoś głupio mi dokonywać konsumpcji na takim stworzeniu.