Tegoroczna Auto Nostalgia uzmysłowiła mi, że chyba nie ma już sensu chodzić na targi klasyków.
Jeszcze 5-6 lat temu Auto Nostalgia była Instytucją przez bardzo wielkie I. Największa i najbardziej klimatyczna wystawa starych samochodów połączona z targami przyciągała rzesze miłośników graciarstwa.
Potem, tak od 2018 roku, coś zaczęło się psuć.
Najpierw targi z hali przy ul. Marsa przeniesiono w wyjątkowo niefartowne miejsce – na koronę Stadionu Narodowego. Później wydawało się, że wszystko wróci do normy – Auto Nostalgia przez następne 2 lata odbywała się w hali Global Expo nieopodal d. FSO i na pozór wiele wskazywało na to, że wszystko wróci do normy. Na pozór, gdyż podczas kolejnych edycji wykruszali się kolejni wystawcy z najbardziej klimatycznymi i najciekawszymi stoiskami, choćby znane z najlepszych rajdów w galaktyce Stado Baranów. W tym roku natomiast impreza została ponownie przeniesiona – tym razem do hali Expo XXI na Prądzyńskiego. I oficjalnie stwierdzam, że sięgnęła dna.
Wystawców było stosunkowo niewielu. Przeważały oczywiście spekulacyjne prestiżowozy dla tzw. inwestorów, przede wszystkim bardzo zacne ale cholernie oklepane Mercedesy. W hali B jednym z pierwszych eksponatów był zresztą… zwykły biały Baleron w zupełnej biedawersji. Nie brakowało też Porsche, BMW i innych drogich premiumów, co samo w sobie absolutnie nie jest niczym złym – rzecz w tym, że poza nimi było w zasadzie niewiele.
Oto, co można było zobaczyć po wykasłaniu 72 zł na dwa bilety, z czego jeden ulgowy.




















To w zasadzie tyle. Jako, że wpadliśmy z Młodzieżem jak po ogień, nie wszystko udało się uwiecznić, ale to, co zdążyłem zobaczyć, sprawiło, że wiem już dziś:
Na następną Auto Nostalgię już raczej nie pójdę.
A jeśli Wam mało zdjątek, obejrzyjcie sobie film. To praktycznie to samo, co tu, tylko ruchome, i gadam w tle.
Ja byłem w sobotę, za wstęp co prawda nie płaciłem, ale dojazd z Wrocławia też coś kosztuje 😉 Tak, większość obserwacji podzielam, „targi” małe, moim zdaniem niepotrzebnie podzielone na 2 hale. Kilka ciekawych aut było, z tych przez Ciebie nieodnotowanych – czerwona Skoda Felicia cabrio w stanie jakby używana na co dzień i całkiem fajny Opel Rekord C. Moimi typami były 2 żółtki Isetta i Skoda 110R, Mercedes 170H no i oczywiście A610. Niestety w A610 czar pryska jak wsiądziesz do środka ;-). Xantia kosztuje normalne 19 tys. wywoławczo ale to wersja ABC z silnikiem 1,9d, za to przebieg nieco ponad 40 tkm. No i Oławski Jelcz oczywiście słodziak, dobrze się stało, że Tomek go odbudował.