Drifting nigdy mnie nie interesował. Korpoimprezy tym bardziej nie. A jednak pojechałem. I dobrze.
Dostałem niedawno zaproszenie na odbywającą się na podradomskim Autodromie Jastrząb imprezę zorganizowaną przez koncern Petronas. Impreza miała być skierowana głównie do właścicieli oraz kierowników warsztatów i łączyć prezentację produktów firmy z pokazem umiejętności najbardziej znanej polskiej drifterki Karoliny Pilarczyk i jej kolegów. Okazała się jednak czymś trochę więcej.
Na miejsce dotarłem, gdy kończyło się już śniadanko (na szczęście zostało jeszcze troszkę pysznych minibajgli z łososiem i croissantów z mascarpone) a rozpoczynało się oficjalne przywitanie.
Po krótkiej introdukcji Karolina z jednym z kolegów udała się na dół, by pod oknami centrum szkoleniowo-biznesowego-jakiegośtam (nie znam się na korpobudynkach i ich funkcjach) skręcić parę solidnych bączków. I tak – były bardzo zacne.
Kolejnym punktem programu były krótkie warsztaty z wykorzystania social mediów w biznesie.
Uczestnicy imprezy zostali podzieleni na kilka grup. Moja grupa po wykładzie z fejsa i innych takich udała się na pokaz oprogramowania warsztatowego oraz szkolenie z produktów Petronasa, na które sam nie poszedłem, gdyż uznałem, że nie prowadząc warsztatu niczego z nich nie wyniosę. Jak się okazało, był to pewien błąd. Tak czy inaczej – gdy pozostali zapoznawali się z chłodzącymi właściwościami nowych olejów organizatora oraz funkcjami oprogramowania Garage View, potuptałem na dół, by zobaczyć, co dzieje się na torze. Tam zaś, jak się okazało, w najlepsze trwały zajęcia na płycie poślizgowej.
W tym samym czasie mogłem uwiecznić przejazdy Karoliny i jej kolegów, którzy w ramach drift taxi straszyli już członków tej grupy, która zaczynała od najmocniejszych wrażeń.
Można też było przejechać tor na siedzeniu pasażera nowego BMW M4, które – od strony estetycznej – bardzo dyskusyjną stylistykę nadrabiało absolutnie przepięknym kolorem nadwozia.
Po wyznaczającym połowę dnia lunchu (dorsz z koperkiem był naprawdę zacny) grupy zamieniły się miejscami.
Te, które bawiły się na torze, powędrowały na zajęcia w salach, zaś te, które warsztaty i wykłady miały już za sobą, zeszły na tor. Moja grupa zaczęła od płyt poślizgowych.
Na pierwszej należało ominąć reprezentowanego przez pachołki łosia (lub natrąbionego Józefa, który, wracając na rowerze po imieninach, zajął pozycję horyzontalną na środku drogi) jednocześnie hamując po kolei z 50, 60 i 70 km/h.
Mi przypadło w udziale wykonanie tego zadania w bardzo przyjemnym Infiniti FX. I, zapewne dzięki systemom, w który było wyposażony samochód, okazało się (zadanie, nie Infiniti) w miarę proste.
Druga płyta poślizgowa okazała się bardzo dobrym punktem do obserwowania zapodających tłuste boczury Karoliny i jej kolegów.
Niestety, samo zadanie okazało się sporo trudniejsze. Polegało ono na założeniu odpowiedniej kontry i wyhamowaniu po tym, jak szarpak skieruje tył wozu na nieplanowany tor.
Kolega, który prowadził, gdy siedziałem z tyłu, poradził sobie z tym ładnie. Ja sam – będąc obserwowany przez instruktora i innego uczestnika, który zasiadł na tylnej kanapie – zagotowałem się zupełnie i dałem piękny popis anencefalii połączonej z kompetencją wyżej wspomnianego natrąbionego Józefa.
Na szczęście o swojej hańbie mogłem zapomnieć już kilka chwil później jako pasażer drift taxi.
Sprawa od początku była jasna – każdy chciał jechać z Karoliną, jednak wiadomo było, że nie każdy się załapie. Dlatego z góry założyłem, że mi raczej się nie uda. Po cichu liczyłem, że wskoczę na prawy fotel E30 (bo wiadomo, KLAZYG).
W udziale jednak przypadła mi przejażdżka prowadzonym (o ile dobrze pamiętam) przez Przemka Śniegułę E46, którego chciałem uniknąć z uwagi na słabo komponującą się z mym obłym ciałokształtem wysoką klatkę. I… nie szkodzi. Było FANTASTYCZNIE.
Przemek precyzyjnie wprowadzał swoje BMW w piękne boczury w miejscach, gdzie nawet przez chwilę nie pomyślałbym o tym, że można by było wpaść na taki pomysł. Przeciążenia połączone z lekką konfuzją (haloż, jedziemy do przodu a jednak bokiem) i rykiem doładowanej V-ósemki były niesamowitą ucztą dla zmysłów. Po niecałej minucie, gdy przejażdżka dobiegła końca, mój błędnik chciał jeszcze – niestety, trzeba było ustąpić miejsca kolejnemu (chyba ostatniemu już) pasażerowi.
Na deser zostało przejechanie się na prawym fotelu M4.
Tu nie było ryku ośmiu cylindrów, gdyż pod niezbyt piękną, zwieńczoną bobrzym zgryzem maską siedziało ich sześć. Jednak wystarczyły one w zupełności, by przejażdżka była jeszcze krótsza, a przeciążenia w niektórych miejscach (szczególnie na szczycie wzniesienia) smyrały nie tylko błędnik, ale również rejony położone nieco niżej. Tak – to zdecydowanie jest okrutnie precyzyjna i wydajna torowa maszyna, która, popędzana przez odpowiednio wyszkolonego kierowcę, umie naprawdę dużo. Zupełnie nie mój typ samochodu, ale… fajnie było zobaczyć i poczuć, co potrafi. Szkoda tylko, że nie jest nieco milszy dla oka – choć, jak już wspomniałem, przepiękny kolor mocno łagodził niesmak wywoływany liniami.
Po wszystkich tych wrażeniach przyszła pora na zamknięcie imprezy.
A oficjalne pożegnanie połączone było… z rozdaniem nagród. Tak – tu właśnie okazało się, że olanie przeze mnie bardziej specjalistycznych zajęć było błędem. To właśnie tam padały pytania, za prawidłową (i szybką) odpowiedź na które można było pod koniec dnia przytulić… mini drona. Oj, przydałby mi się taki sprzęt. Inna rzecz, że zapewne i tak nie znałbym prawidłowych odpowiedzi – a na pewno nie udzieliłbym ich na czas.
Ogólnie jednak wycieczka była dobrym pomysłem. Jeszcze tydzień wcześniej nie pomyślałbym, że przejadę się na prawym fotelu driftowozu – a już dla samej tej atrakcji warto było wybrać się na Autodrom Jastrząb na odbywającą się pod hasłem „Explore Cool” imprezę zorganizowaną przez Petronas.
O, Autodrom Jaszczomp to zdecydowanie mój ulubiony obiekt ze wszystkich na jakich jeździłem. Ciekawe układy trasy tam można robić plus jest bardzo dobre zaplecze. Jedynie boksy mogłyby być większe
Super, że mimo zainteresowania zupełnie innym typem motoryzacji wziąłeś w czymś takim udział i opisałeś wrażenia, zamiast z góry mówić o tym że to bez sensu.
Bassdriver, będziesz dalej pisał bloga, czy on już odchodzi do lamusa? Boli mnie to, że większość blogów umarła. Dobrze, że przynajmniej Automobilownia jeszcze istnieje.
Ciężko mi pogodzić życie z prowadzeniem kanału i pisaniem na dodatek. YT zyskało priorytet, bo – nie ukrywam, z tego jest jakiś dochód, a aktualnie jest on jedynym, jaki mam. Ale mam dla Ciebie dobrą wiadomość:
http://www.bassdriver.pl/index.php/2022/08/31/peregrynacje-graciarskie-zal-cz-1/